Jedną nogą jestem jeszcze w 2016...jeszcze raz oglądam się za siebie, patrzę na to co było w nim dobrego,,,jeszcze moją głowę atakują myśli, refleksje....jeszcze w świadomości wyświetlają się ostatnie podsumowania a umysł wykonuje szybką analizę...Czy można było przeżyć ten rok inaczej, coś zrobić lepiej, zachować się inaczej, podjąć inne decyzje... wreszcie czy dobrze wykorzystałam dany mi czas? Rok 2016 właśnie mija i nigdy już nie wróci. Niczego już nie mogę zmienić...Trochę szkoda ale cóż... Druga noga za to szykuje się do postawienia w 2017 bo już wie, że minionego czasu nikt mi nie odda a przeszłości nie zmienię...Dlatego tak chętnie wypatruję Nowego Roku...a ten na starcie nieodmiennie funduje ciekawość, nadzieję, marzenia, plany, pomysły, postanowienia...nową energię, nowe perspektywy, nowe możliwości...
Niech to będzie Wyjątkowy Rok dla Was, którzy tutaj zaglądacie, dla Waszych rodzin i przyjaciół...niech też będzie wyjątkowy dla mnie...Niech się darzy i niech się zdarzy...nam wszystkim!
Ps. Kończę czytać "Wyjątkowy rok" ...Polecam każdemu...Tę książkę trzeba przeczytać. Kto nie czuje się przekonany przeze mnie niech przeczyta recenzję Agnieszki Szymańskiej. To jej słowa sprawiły, że pobiegłam do księgarni:http://bogucin.net/2016/10/na-jesienne-wieczory-wyjatkowy-rok/
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
sobota, 31 grudnia 2016
niedziela, 13 listopada 2016
Pogoda jak kobieta, zmienną jest! Coś na wzmocnienie...
Fot. B.C. |
- korzeń imbiru (ok. 7 cm), umyć, obrać ze skórki i zetrzeć na drobnej tarce
- 1 cytrynę, sparzyć wrzątkiem, pokroić na plastry
- 1 szklankę płynnego miodu (preferowany lipowy)
czwartek, 3 listopada 2016
Pocałuj mnie...w rękę!
Całuję twoją dłoń, madame...śpiewał Mieczysław Fogg, legenda polskiej piosenki i uosobienie męskiej elegancji. Ucałowanie dłoni kobiety to najpiękniejsza forma okazania jej szacunku. Mnie się bardzo podoba. Mężczyzna, który z gracją pochyla się by złożyć pocałunek na dłoni kobiety z miejsca zyskuje moją sympatię. Ten piękny zwyczaj, mam wrażenie, że jest kultywowany już tylko przez dojrzałych mężczyzn. Oni znają zasady i wiedzą jak się do takiego całowania zabrać. Młodzi uważają go za staromodny, wręcz śmieszny. Tymczasem ten z pozoru prosty gest wymaga określonej wiedzy, umiejętności, praktyki i...wdzięku.
Jolanta Kwaśniewska w "Lekcji stylu" (Bielsko-Biała 2009) przestrzega przed całowaniem kobiety w rękę na ulicy czy całowaniem damskiej dłoni ukrytej w rękawiczce. Ponadto ten zwyczaj, mimo że uroczy, nie jest wskazany w kontaktach z cudzoziemkami, a także w relacjach biznesowych.
Georg Incze w poradniku "O kulturalnym zachowaniu"(Warszawa 1999) zwraca uwagę na technikę całowania, mówiąc wprost: "Mężczyzna pochyla się nisko nad dłonią kobiety. Szalenie nieelegancko wygląda ręka kobiety ciągnięta bezlitośnie do góry". Zgadzam się z tym całkowicie. Razu jednego pewien pan z taką gorliwością przystąpił do całowania mojej dłoni, że o mało nie zakończyło się to pogruchotaniem nadgarstka...Mojego... (żeby nie było wątpliwości)!
Całowanie kobiecych rączek zajmuje też Łukasza Kielbana, autora bloga dla mężczyzn z klasą http://czasgentlemanow.pl/2012/02/o-calowaniu-raczek/
A zatem panowie dżentelmeni całujcie dłonie dam bo to i urocze, i romantyczne, i oryginalne..
Georg Incze w poradniku "O kulturalnym zachowaniu"(Warszawa 1999) zwraca uwagę na technikę całowania, mówiąc wprost: "Mężczyzna pochyla się nisko nad dłonią kobiety. Szalenie nieelegancko wygląda ręka kobiety ciągnięta bezlitośnie do góry". Zgadzam się z tym całkowicie. Razu jednego pewien pan z taką gorliwością przystąpił do całowania mojej dłoni, że o mało nie zakończyło się to pogruchotaniem nadgarstka...Mojego... (żeby nie było wątpliwości)!
Całowanie kobiecych rączek zajmuje też Łukasza Kielbana, autora bloga dla mężczyzn z klasą http://czasgentlemanow.pl/2012/02/o-calowaniu-raczek/
A zatem panowie dżentelmeni całujcie dłonie dam bo to i urocze, i romantyczne, i oryginalne..
środa, 12 października 2016
Notatki z podróży. Lwów - miasto kontrastów
W oczekiwaniu na spektakl...Fot. J.P. |
Lwów - miasto kontrastów, w którym nie ma klasy średniej, są albo bardzo bogaci, albo bardzo biedni. Tak mówiła nam przewodniczka, mieszkająca we Lwowie. Ale nas do Lwowa przywiodła ciekawość: historii, kultury, zabytków ...i smaków właśnie. Chcieliśmy pooddychać klimatem lwowskich uliczek i zakamarków, poszukać śladów polskości, a także rozsmakować się w czekoladzie wytwarzanej na oczach gości w Fabryce Czekolady. Wieczór w Operze Lwowskiej zachowamy w pamięci na długo...Zachwycało nas tam wszystko. Od eklektycznej budowli sprawiającej wrażenie świątyni architektury, malarstwa i rzeźby, z ulokowanymi na attyce muzami: Poezji i Muzyki, Sławy i Fortuny, Komedii i Tragedii aż po uczestnictwo w spektaklu. To nic, że odgrywanego w języku ukraińskim. Zrozumieliśmy wszystko bez trudu. Wizyta na cmentarzach: Łyczakowskim i Orląt Lwowskich przypomniała o bolesnych faktach z przeszłości w relacjach pomiędzy Polakami i Ukraińcami...
Cmentarz Orląt Lwowskich. Fot. B.C. |
niedziela, 2 października 2016
Gdy świat pachnie szarlotką...
Zaczynamy od zagniatania ciasta.
Wszystkie składniki, oprócz jabłek, wyłożyć na stolnicę: margarynę posiekać nożem, wsypać mąkę, proszek do pieczenia, cukier kryształ i waniliowy, dodać smalec, śmietanę, jaja i ...zagnieść ciasto. Podzielić je na dwie części: 1/3 włożyć do zamrażarki a resztą wylepić dużą blaszkę, uprzednio natłuszczoną i oprószoną mąką.
Uwagi na marginesie: żółtka dobrze jest oddzielić od białek. Z tych ostatnich ubić pianę, dodać do składników ciasta i dopiero zagnieść. Ja tego nie robię bo jestem zbyt leniwa, dodaję całe jaja i po sprawie. Z podanych składników powstaje duża blacha szarlotki.
Gdy część ciasta marznie w zamrażarce można zabrać się za obieranie jabłek i ścieranie ich na tarce o grubych oczkach. To moment, który bardzo lubię...spod noża opadają długie spirale jabłkowych skórek a w głowie układają się spirale myśli...przyjemnych, o tym jak o tej porze roku w Bieszczadach musi być przepięknie, że na Zamku Lubelskim właśnie otworzono wystawę "Malarze Normandii Monet, Renoir, Corot i inni", i kto chciałby się tam wybrać ze mną? Gdy jabłka są zbyt soczyste można odcisnąć nadmiar soku. Ciasto posypuję bułką tartą żeby nie rozmiękało od jabłkowego soku i dopiero wtedy wykładam starte jabłka. Można je posypać cynamonem lub cukrem waniliowym, w zależności od upodobań. Następnie na jabłka ścieram zmrożoną resztę ciasta tak żeby powstała efektowna "drapana" przykrywka. Czasem jednak ciasto jest oporne i nie chce się poddać tarce wtedy urywam palcami małe kawałki i układam na jabłkach. Po tych wszystkich zabiegach nie pozostaje nic innego jak wstawić ciasto do piekarnika i upiec. Ja piekę około 30-40 min w temperaturze 160 *C z termoobiegiem. Po upieczeniu jeszcze chwilę trzymam szarlotkę w piekarniku z otwartymi drzwiczkami. Na koniec posypuję cukrem pudrem i ...oddaję do spałaszowania! Oczywiście szarlotka w moim wykonaniu nie dorównuje smakiem tej, którą wieki temu piekła dla nas Mama Ewki ale i tak wszyscy ją uwielbiają.
czwartek, 8 września 2016
Jeżynowy zawrót głowy
Fot. B.C. |
A ostatnio przygotowywałyśmy z córką tartę z jeżynami i budyniem.
A oto przepis na tartę z jeżynami i budyniem:
Ciasto klasyczne według kuchennewariacje.pl
150 g. masła
300 g. maki
1 jajo
50 g cukru pudru
1 łyżka śmietany
szczypta soli
Z podanych składników zagnieść ciasto. Schłodzić w lodówce (około pół godziny) , wylepić formę do tarty i upiec.
Przygotować masę budyniową: 2 budynie śmietankowe lub waniliowe ugotować w 800 ml mleka czyli mniej niż w przepisie na opakowaniu.
Ciasto posmarowałyśmy dżemem porzeczkowym bo taką miałyśmy fantazję ale nie jest to konieczne. Następnie wyłożyłyśmy gorący budyń. Córka zajęła się układaniem na budyniu owocowej kompozycji z jeżyn i malin. Wszystko zalane zostało tężejącą galaretką i wstawione do lodówki.
Tarta najlepiej smakowała następnego dnia...
Jako dowód zostało tylko zdjęcie.
niedziela, 28 sierpnia 2016
Kluski z serem. Prostota smaku...
Domowe kluski z serem. Fot. B.C. |
wtorek, 23 sierpnia 2016
Swojsko i domowo...
Restauracje...jest ich mnóstwo, mniej lub bardziej ekskluzywnych, wyróżniających
się wystrojem wnętrz, poziomem obsługi, jakością dań...Wystarczy zarezerwować stolik i zapłacić... Bez wysiłku, wielogodzinnych przygotowań, bez zmywania po... Jakie to proste! I dobrze, że taka możliwość istnieje, że mamy wybór. Ale spotkaniom w restauracjach brakuje tego czegoś! Tego ciepła, charakterystycznego tylko dla domu, serca włożonego w przygotowania. Jak mówi mój Przyjaciel, chodzi o to żeby było swojsko i domowo, zarówno na stole jak i wokół stołu...". Coś w tym jest. Ilekroć goście przekraczają próg chciałoby się żeby każdy czuł się dobrze, był kulinarnie dopieszczony i zadowolony...
się wystrojem wnętrz, poziomem obsługi, jakością dań...Wystarczy zarezerwować stolik i zapłacić... Bez wysiłku, wielogodzinnych przygotowań, bez zmywania po... Jakie to proste! I dobrze, że taka możliwość istnieje, że mamy wybór. Ale spotkaniom w restauracjach brakuje tego czegoś! Tego ciepła, charakterystycznego tylko dla domu, serca włożonego w przygotowania. Jak mówi mój Przyjaciel, chodzi o to żeby było swojsko i domowo, zarówno na stole jak i wokół stołu...". Coś w tym jest. Ilekroć goście przekraczają próg chciałoby się żeby każdy czuł się dobrze, był kulinarnie dopieszczony i zadowolony...
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Pułapki na stacji paliw
Stacja paliw BP w miejscowości Warmiaki koło Łochowa przy drodze krajowej numer 50, miedzy Mińskiem Mazowieckim a Ostrowią Mazowiecką. Z daleka widać wielki napis, do tego filiżanka i skrzyżowane sztućce...Nie sposób się nie zatrzymać. Spece od promocji doskonale o tym wiedzą. Konie mechaniczne trzeba napoić, kierowcę i pasażerów też. Tym bardziej, jeżeli na długim odcinku drogi nie ma żadnej stacji paliw. Gdzie więc ta pułapka, ktoś mógłby zapytać? Ano w miejscu najważniejszym, przy dystrybutorach...Z każdego kłuje w oczy napis SHELL. Na jednym spośród czterech nalewaków drobnym maczkiem n "95". I to jest ta pułapka, na którą jak się później okazało, nabiera się całkiem sporo klientów, właścicieli aut z silnikiem Diesla pod maską. Przekonani, że wszędzie jest olej napędowy chwytają za uchwyt nalewaka, ten w środku, bo jakoś tak poręczniej...a potem...no cóż, pozostaje już tylko wykonać telefon do stacji obsługi! Nabraliśmy się i my! Ale po kolei: auto zatankowane. Kawa kusi. Drogę zastępuje nam pracownik obsługi stacji i zadaje (wtedy wydawało nam się) głupie pytanie:
"czy to państwo zatankowali benzynę do diesla? Ma facet poczucie humoru,
nie ma co! Ze śmiechem biegniemy do dystrybutora spod którego przed sekundą odjechaliśmy... Apetyt na pobudzający i bardzo pożądany w podróży napój w jednej chwili zamienia się w zdziwienie, niedowierzanie, a na koniec złość! Ciśnienie gwałtownie się podnosi! Nie jest to niestety kiepski żart...tylko wredna rzeczywistość. Obsługa stacji paliw, bezradnie rozkłada ręce, tłumacząc incydent wprowadzoną jednolitością oznaczeń na dystrybutorach wszystkich stacji firmowanych znakiem Shell. Na pocieszenie dodając, że nie my pierwsi nakarmiliśmy swoje auto trucizną. Nie ma rady. Trzeba wypompować paliwo. Nie takie to proste niestety. Stacja paliw udostępnia kontakt do stacji obsługi. Przynajmniej tyle. Po pół godzinie nasze autko wraz z nami jedzie sobie komfortowo na lawecie na detoks. Pan od lawety potwierdza, że zdarza mu się interweniować w podobnych przypadkach nader często. Cóż...nic dodać, nic ująć!
niedziela, 14 sierpnia 2016
Notatki z podróży. Reszel nad Sajną. Czarownicom wstęp wzbroniony!
Widok z zamku. Fot. J.P. |
Mogłabym przysiąc, że czułam też ledwo wyczuwalny swąd spalanej na stosie czarownicy. Rozglądałam się nerwowo na boki bo a nóż ktoś rozpozna we mnie czarownicę? Tym bardziej, że kilka szczegółów się zgadza: podobny wiek, takie samo imię jak - ostatnia czarownica w Europie, spalona na stosie właśnie tutaj, w Reszlu...Co z tego, że od tamtego pamiętnego dnia czyli 21 sierpnia 1811 r. minęło ponad 200 lat? No bo niby skąd pewność, że to była ostatnia wiedźma? Barbara Zdunk, 42-letnia pasterka, matka czwórki dzieci miała pecha. "Najwyższe Oblicze" ówczesnego wymiaru sprawiedliwości uznało, że za pomocą czarów sprowadziła na Reszel pożar. W ciągu jednej wrześniowej nocy 1807 r. ogień strawił wiele budynków w mieście, w tym zamek. Miała kobieta moc żeby tak od razu pół miasta unicestwić...Zrobiła to ponoć w akcie zemsty za porzucenie jej przez faceta, co to najpierw się z nią związał a potem porzucił i (niczym tchórz) schronił się w Reszlu. Jakby tak logicznie pomyśleć to jak inaczej miała tchórza z nory wykurzyć? W obliczu strawionego pożarem miasta na logikę nie było czasu. Winnego trzeba było szybko znaleźć, osądzić i widowiskowo ukarać. W tej sytuacji Baśka nie miała żadnych szans! Musiała spłonąć!
Od tamtych wydarzeń minęły wieki, stosów na czarownice już się nie układa ale czy na pewno nie poluje się na czarownice? Za to głowy nie dam... A w Reszlu, sennym miasteczku, otulonym płaszczem historii, od lat w okresie wakacyjnym odbywa się widowisko plenerowe, inspirowane aktem spalenia Barbary Zdunk, ostatniej czarownicy w Europie!
wtorek, 19 lipca 2016
Letni domek Baby Jagi, noga Pinokia, chutney i Indianie. Próbki pseudo literackie. Odsłona trzecia
Fot. Ewa N. |
Mało kto wie...a właściwie wiem o tym tylko ja i jeszcze kilka osób coś podejrzewa... Baba Jaga wcale nie była taka zła na jaką skazano ją w bajkach...Wszyscy krzyczeli, że zła, że wiedźma, że jędza, że nie cierpi dzieci...Cóż miała robić? Dostosowała się... Jednak gdy znudziło jej się siedzenie w buszu, a żaden grzybiarz nie zbłądził do jej posiadłości, o słodkich dzieciaczkach nie wspominając. No bo kto dzisiaj puszcza dziecko samo do lasu po jagódki czy malinki na zupę? Wtedy uciekała do innego świata...Zdejmowała okropną chustkę z głowy, przycinała włosy, odrzucała sękaty kostur, w złe spojrzenie wsączała odrobinę ciepła, kąciki ust siłą woli unosiła do góry w grymasie, który od biedy mógł uchodzić za uśmiech...Czarnego kota zabierała ze sobą. Na szyi wywiązywała mu piękną czerwoną kokardę żeby nie przynosił nikomu pecha. Dzięki tym prostym zabiegom zamieniała się w zwykłą Panią Jagę z sąsiedztwa co to przyjechała na wieś na wakacje. Swój azyl znalazła w domku Jabłońskich w Wandzinie. Była to skromna chatka, osadzona na fundamentach a nie jak jej codzienne mieszkanie - na kurzej nóżce. Zbudowana na wzgórzu, tuż nad malowniczym wąwozem, otulona zielenią drzew, niby w centrum wsi a jednak poza zasięgiem oczu sąsiadów. To tutaj Pani Jaga pomieszkiwała gdy znudziło jej się bycie złą...Przez ten jeden jedyny wakacyjny miesiąc w roku stawała się ulubioną przyszywaną ciocią okolicznej dzieciarni. W ciągu dnia pozwalała buszować w ogrodzie na tyłach domku...a tam rosło coś najdziwniejszego na świecie. Niby zwykły agrest ale jakiś taki, ni to krzak, ni to drzewo. Dzieciaki nigdy dotąd takiego nie widziały. Wyglądał jak olbrzymi pióropusz wodza plemienia Siuksów. Był tak oblepiony owocami, że kieszenie Baśki, Gośki, Darka, Romka, Roberta i Ewy codziennie były nimi wypychane. Z tego agrestu ciocia Jaga robiła coś podobnego do dżemu. Nazywała to chutney'em i przyrządzała w jakiś tajemniczy sposób... dodawała drobno posiekaną cebulkę, rodzynki, coś dosypywała, coś dolewała. Smażyła do tego górę placów. Mówiła, że to placki na sodzie. Placki z agrestowym czatne-cośtam cioci Jagi były najlepsze na świecie. Żadna z mam nie umiała takich przyrządzić mimo że dostawała przepis. Podbiła nimi serca dziecięcej bandy! Jednego razu gdy smażyła swój chutney chyba się zamyśliła bo taki straszny smród spalenizny rozszedł się po całej wsi...Wszytko poszło na marne, razem z garnkiem. Nocą zaś pozwalała bawić się w podchody. I nie pisnęła ani słowa rodzicom, których dzieci zamiast spać grzecznie w łóżkach, skradały się to tu to tam! Nie chciała im psuć zabawy. Sama bawiła się przy tym doskonale. Obdarzona doskonałym wzrokiem i czarodziejską intuicją czuwała żeby żadnemu dziecku nie stała się krzywda, a to uciszyła rozszalałe psy sąsiadów, a to usunęła z drogi pana Wojtka, co to popadł w stan nieważkości po spotkaniu z kumplami, a to zasypała niebezpieczny dół...Była jak taka "niewidzialna ręka". Bardzo jej się to podobało. Uwielbiała te zabawy z dziećmi, o czym one nie miały pojęcia. Myślały, ze są same w ciemnościach...
Którejś nocy, Jagi nie było w letnim domku, pewnie musiała gdzieś pilnie wyjechać, wtedy stała się rzecz straszna. Zgraja okolicznych dzieciaków zniknęła z domów. Nie to żeby to była jakaś zbiorowa ucieczka. Towarzystwo, nie po raz pierwszy już, zaledwie się wymknęło przez uchylone okna w domach. Rodzice do dzisiaj o tym nie wiedzą więc nawet się nie denerwowali. A od tamtych wakacji minęło już parę ładnych lat. Tej nocy grupa przyjaciół podzieliła się na dwa wrogie plemiona: Dakotów i Czipewejów. Skąd pomysł? To proste, tego lata wszyscy wręcz połykali wypożyczony z biblioteki mocno już sfatygowany i jedyny egzemplarz "Złota gór czarnych" Alfreda i Krystyny Szklarskich. Indianami zaraziła ich wychowawczyni, pani Teresa. Tuż przed wakacjami weszła na lekcję polskiego w indiańskim stroju i okrzykiem na ustach...Cała klasa zamarła...A po lekcji prawie wszyscy pobiegli do biblioteki szukać książki.
Każdy z pióropuszem na głowie zrobionym z piór, wyrwanych niepostrzeżenie kogutom z ogonów, z łukiem na plecach i strzałami u boku, stawił się nieopodal domku cioci Jagi. Dakotowie mieli tropić Czipewejów. Wódz Dakotów - Przebiegły Wąż (czyli Robert) rozpoczął wielkie odliczanie. Czipewejowie zniknęli w ciemnościach. Postanowili ukryć się na ganku domku Jagi i tam, pałaszując smakołyki podkradzione w tajemnicy z domów, zamierzali spokojnie poczekać aż Dakotowie zmęczą się poszukiwaniami. Byli pewni że żaden Dakota nie wpadnie na to żeby szukać ich w domku Jagi. Cały misterny plan wziął w łeb...Ktoś, chyba Chytry Bóbr, w ciemnościach usiadł na czymś twardym...O rany! wrzasnął w pewnym momencie. I poderwał się jak oparzony. Reszta zdezorientowana niegodnym Czipeweja zachowaniem, przy nikłym świetle latarki dostrzegła... oderwaną nogę Pinokia! Leżała w kącie na ganku, tuż przy ławie...Nieustraszeni Czipewejowie z krzykiem przerażenia na ustach uciekali na oślep przez zarośla. Tego lata dzieciarnia nie zawitała więcej w domku Jagi. Od tej nocy nazywanej Babą Jagą! Nawet zapach placków na sodzie nikogo nie zwabił...
A Jaga, w jednej chwili uwielbiana a w drugiej budząca strach! Otoczona dziećmi a za chwilę zupełnie sama! Kaprys losu czy zwykły pech?
Postscriptum: Domek istniał naprawdę. Dzieciaki buszowały po jego ogrodzie. Nocami wymykały się z domów i bawiły w podchody. Opowieść o znalezionej nodze Pinokia funkcjonowała w świadomości dzieci przez długi czas. Dopóki nie dorosły zakradały się do opuszczonego domku w poszukiwaniu śladów Pinokia i innych tajemnic. Co raz przynosząc, karmione dziecięcą wyobraźnią, jeszcze bardziej makabryczne odkrycia. Żadne nie przebiło nogi Pinokia, która jest prawdziwym odkryciem...Jak mniemam była to noga lalki, którą bawiły się dzieci państwa Jabłońskich...
sobota, 2 lipca 2016
Ogóreczki na kanapeczki
Nareszcie sobota, wolny dzień, pierwszy od dłuższego czasu, kiedy tak naprawdę nic nie muszę...Ludzie kiedyś żyli zgodnie z rytmem narzucanym przez przyrodę i byli szczęśliwi. Próbuję i ja znaleźć tę odwieczną harmonię...Przeciągam się leniwie...zaparzam kawę...Zerwane o poranku ogórki czekają na wyrok. Są zbyt duże do kiszenia - oceniam. Zrobię z nich pyszne ogóreczki na kanapeczki z przyprawą curry.
Ogórki, kroję ze skórką w grube plastry, solę i odstawiam na godzinkę żeby zmiękły.
Składniki zalewy zagotowuję:
4 szklanki wody
1 szklanka octu
1,5 szklanki cukru
1 łyżka soli
1 łyżeczka chili
2 łyżeczki curry
Plastry ogórków układam w umytych słoikach, do każdego wsypuję trochę gorczycy (ok. 1/ 4 łyżeczki) i zalewam gorącą zalewą.
Pasteryzuję 10 minut w kąpieli wodnej.
Wykorzystanie: ogóreczki z wyrazistą nutą curry, z ostrością przełamaną słodyczą, smakują wybornie jako dodatek do kanapeczek, np. z łagodnym twarożkiem, Mój syn z kolei uwielbia je jako dodatek do dań obiadowych, zwłaszcza ryżu i kurczaka.
Projekt naklejki: K.C. |
Składniki zalewy zagotowuję:
4 szklanki wody
1 szklanka octu
1,5 szklanki cukru
1 łyżka soli
1 łyżeczka chili
2 łyżeczki curry
Plastry ogórków układam w umytych słoikach, do każdego wsypuję trochę gorczycy (ok. 1/ 4 łyżeczki) i zalewam gorącą zalewą.
Pasteryzuję 10 minut w kąpieli wodnej.
Wykorzystanie: ogóreczki z wyrazistą nutą curry, z ostrością przełamaną słodyczą, smakują wybornie jako dodatek do kanapeczek, np. z łagodnym twarożkiem, Mój syn z kolei uwielbia je jako dodatek do dań obiadowych, zwłaszcza ryżu i kurczaka.
niedziela, 26 czerwca 2016
Rabarbarowe orzeźwienie
Kompot z rabarbaru pamiętam z dzieciństwa. Schłodzony, gasił pragnienie w upalne dni. Potem na długo został zapomniany...pewnie z lenistwa i wygody...bo przecież sklepowe półki aż uginają się od napojów najróżniejszych... Olbrzymie liście rabarbaru spełniały rolę wachlarza...Dziecięca wyobraźnia znajdowała zastosowanie dla każdej niemal, wydawać by się mogło, zbędnej rzeczy. Dzisiaj taki kompot - wspomnienie dzieciństwa - ugotowałam. W trakcie odpłynęłam łodzią myśli do beztroskich lat dziecinnych i...kawałki rabarbaru mi się rozgotowały. Pamiętam, że moja Mama zawsze pilnowała żeby do tego nie dopuścić, denerwowała się gdy stało się inaczej. Jej napój był zawsze klarowny i tylko na dnie garnka pozostawały kawałki rabarbaru, które uwielbiałam wyjadać. Przez nieuwagę przygotowałam napój delikatnie mętny z pływającymi rabarbarowymi "nitkami", za to lekko kwaskowy i cudownie orzeźwiający. Schłodzony smakuje wprost wybornie. Gdyby do smaku dołożyć jeszcze wiedzę na temat właściwości zdrowotnych rabarbaru, zapewne zagościłby ponownie na naszych stołach. Oczyszcza z toksyn, łagodzi stres...100 gram i tylko 9ckal!
sobota, 25 czerwca 2016
Sernik do zadań specjalnych
Fot. B.C. |
A oto przepis na najlepszy na świecie sernik z truskawkami
Ciasto:
4,5 szklanki mąki
1,5 margaryny
3/4 szklanki cukru pudru
6 żółtek (uwaga: białek proszę nie wyrzucać! Będą potrzebne!)
3 łyżeczki proszku do pieczenia
Zagnieść ciasto. Podzielić na dwie nierówne części, większą rozwałkować i ułożyć na blasze, drugą włożyć do zamrażarki
Masa serowa:
1,5 kg sera, zmielić
3 żółtka
1,5 szklanki cukru
1,5 kostki margaryny KASIA
2 budynie śmietankowe
Margarynę utrzeć z cukrem i żółtkami. Dodawać partiami ser i jeszcze ucierać. Na koniec dodać budyń.
Na ciasto wyłożyć masę serową, na niej umyte i osuszone truskawki. Małe w całości, większe można przekroić.
Białka (te od ciasta) ubić na sztywną pianę z dodatkiem 0,5 szklanki cukru. Pod koniec ubijania dodać 1 łyżkę mąki ziemniaczanej. Pianką otulić truskawki. Na piankę zetrzeć na tarce schłodzone w zamrażarce ciasto.
Piec ok. 45 - 60 minut w zależności od możliwości domowego piekarnika.
Uwagi: Jest to porcja na dużą blachę. Gdy do stołu zasiada 10 osób, mniejsza znika w mig.
Smacznego!
niedziela, 5 czerwca 2016
Koperek i zapach domu
Dom...krótkie słowo a tyle w nim treści, tyle uczuć i tęsknot... Dom to nie cztery ściany ale miłość, ciepło, ktoś kto w nim jest i czeka..., miejsce szczególne, do którego zawsze się wraca. Dom...gdy przekraczam jego próg, po całym dniu w pracy, wdycham jego zapach, każdego dnia inny...Dzisiaj pachniało świeżo ściętym koperkiem...Tyle go urosło w przydomowym warzywnym ogrodzie...Mama przyniosła do domu całe naręcze. Nie, nie po to żeby pachniało ale w bardziej praktycznym celu. Taki koperek umyty pod bieżącą wodą, posiekany na drobno. zapakowany do woreczków albo małych pojemników i zamrożony stanowi niezastąpiony dodatek do zup, sałatek itp wtedy gdy na próżno szukać świeżego.
czwartek, 26 maja 2016
Malinowa rozkosz...
Fot. Karolina C. |
A oto przepis!
Ciasto:
6 żółtek, białek nie wyrzucamy bo będą potrzebne do przygotowania bezy
100 gram cukru
150 gram miękkiej margaryny (ważne!)
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 gram mąki
Żółtka zmiksować z cukrem, dodać miękką margarynę a następnie mąkę z proszkiem. Tak przygotowane ciasto rozłożyć do dwóch blaszek. I zająć się przygotowaniem bezy.
Beza:
250 gram cukru
100 gram płatków migdałowych
6 białek (te, których nie dodaliśmy do ciasta)
Białka ubić z cukrem na sztywną pianę. Tak przygotowaną bezą posmarować przygotowane wcześniej placki. Ja dzielę składniki bezy na pół i ubijam oddzielnie. A to dlatego, że w moim piekarniku mogę jednocześnie piec tylko jedną blachę ciasta. Ciasto polane bezą trzeba niezwłocznie wstawiać do piekarnika.
Jeden placek posypać dodatkowo migdałami. Placki są cienkie także piecze się je dosłownie kilka minut aż beza lekko się zarumieni.
Galaretka:
Upieczone placki sobie stygną. Można zabrać się za przygotowywanie galaretki.
2 galaretki malinowe
500 gram malin, mogą być mrożone
Galaretkę rozpuścić w 1,5 szklanki wrzątku, odstawić do wystygnięcia. Gdy zacznie tężeć dodajemy maliny. Chyba, że używamy mrożonych malin wtedy wystarczy galaretkę wystudzić, w połączeniu ze zmrożonymi malinami natychmiast galaretka się zetnie.
Masa śmietanowa:
Gdy już galaretka nam wystygła, zaczynamy ubijanie śmietany:
750 ml śmietany 30%
3 śmietan-fix-y Dr. Oetkera
2 łyżeczki cukru pudru
cukier waniliowy do smaku
Finał:
Układać warstwami w formie: placek bez migdałów - połowa masy śmietanowej - galaretka z malinami- druga połowa masy śmietanowej-placek z migdałami.
Tak przygotowane ciasto wstawić do lodówki, niech trochę "ochłonie".
Uwagi na marginesie: Ciasto ma jedną wadę, której nie sposób wyeliminować - bardzo szybko znika! Jest delikatne, niezbyt słodkie, obłędnie pachnie i smakuje malinami.
wtorek, 24 maja 2016
Między nami kobietami...
Rozmowa z Przyjaciółką to coś absolutnie fantastycznego! Mężczyźni nazywają to lekceważąco babskim gadaniem... Czasem rzeczywiście mają trochę racji a czasem mówią tak bo zwyczajnie nie mają pojęcia, że rozmowa, taka od serca, działa jak oczyszczający peeling nakładany bezpośrednio na duszę, serce i umysł. Pod warunkiem, że trafi się na mądrą interlokutorkę. Zmęczona, po całym dniu zmagania z codziennością w pracy, wstąpiłam na kawę do zaprzyjaźnionej kawiarenki. Lubię espresso lungo, serwowane przez Monikę, do tego lody koktajlowe...Mmmmmniam...To stanowi swoiste preludium do rozmowy na różne tematy...Dotykamy spraw zawodowych, wspólnych dla nas obu. Zajmują nas relacje z innymi ludźmi, od miłości poprzez przyjaźnie, więzy rodzinne aż do zwykłych znajomości. Wyłania się nasze zamiłowanie do analiz psychologicznych i literackich odniesień. W kwestiach relacji męsko-damskich zgodnie dochodzimy do wniosku, że coś niedobrego dzieje się ze współczesnymi mężczyznami. Zastanawiamy się gdzie się podziały dobre maniery? Czy zwykłe przytrzymanie drzwi, dyskretne uregulowanie rachunku gdy to on zaprasza, wyciszenie telefonu komórkowego na czas spotkania, wreszcie czy dotrzymywanie słowa w sprawach może błahych a jednak ważnych, jak choćby czas powrotu z pracy albo całkowite zanurzenie się w "tu i teraz" na czas spotkania czy rzeczonej kawy...czyżby to było zbyt wiele jak na możliwości współczesnego faceta? Dodajmy faceta w wieku czterdzieści i więcej lat...bo tacy są tematem naszych rozważań przy kawie i lodach. Mężczyźni, co bardziej pyskaci, od razu atakują schematem "chciałyście równouprawnienia to je macie!" Nie mogą pojąć, że tu nie chodzi o równouprawnienie ale o zwykłą uprzejmość. Chodzi też o coś znacznie ważniejszego, a mianowicie o szacunek dla drugiego człowieka, w tym przypadku kobiety, lub jego brak...
środa, 18 maja 2016
Notatki z podróży. Zamość - miasto opowieści i idealnych smaków
Zamość.
Miasto idealne. Miasto z duszą i niepowtarzalnym klimatem, którego sercem jest Rynek, zabudowany
uroczymi kamieniczkami. Nad całością
góruje majestatyczna budowla - Ratusz, z imponującą wieżą i przepięknymi
schodami, rozchodzącymi się, jak ramiona wachlarza, w dwie strony. Nocą, w świetle reflektorów budzi respekt! Z opowieści mieszkańca jednej z kamienic w Rynku wynika, że kamienne schody, prowadzące do Ratusza w liczbie 32 stopni (policzyłam osobiście) uczyły dobrych
manier... Pokonywanie ich dawało petentom, zwłaszcza tym rozgniewanym i
roszczeniowym, czas na wyciszenie emocji i przemyślenie strategii
postępowania. Podobnie rzecz miała się, gdy dwie zwaśnione strony udawały
się do Ratusza w poszukiwaniu sprawiedliwości. Tutaj podwójne schody
stanowiły swoisty „gwarant bezpieczeństwa”. Zanim doszło do spotkania
zwaśnionych stron u szczytu schodów przekonanie o własnej racji już nie
było tak silne jak na dole. Zmęczony delikwent wyraźnie miękł dotarłszy
przed oblicze urzędnika. Dzięki temu kultura w społeczeństwie rosła, a
badanie satysfakcji klienta, jakbyśmy to dzisiaj nazwali, wypadało zdecydowanie lepiej.
Miasto idealne...Tak! To prawda! W Zamościu odnalazłam, m.in. idealny smak ...
Łamaniec hetmański. Cukiernia Bohema. Zamość |
Ps. Legendę o schodach opowiedział mi Przyjaciel. Podobno jest ona zapisana w przedwojennym przewodniku. Próbowałam ją potwierdzić u źródła czyli w samym Zamościu. Nie udało się...ale nie poddaję się i szukam dalej...
niedziela, 15 maja 2016
Próbki pseudo literackie czyli gorzko-słodki smak życia. Odsłona druga
- Jestem z Tobą szczęśliwy...szepnął, przytulając ją mocno do siebie w przerwie pomiędzy szaleństwem na parkiecie. W jednej sekundzie jej oczy zwilgotniały. Nawet nie próbowała tego ukryć. Nikt nigdy w ten sposób nie zwracał się do niej...Nawet mąż. Nie to żeby jej nie kochał. Bo kochał. Tego jest pewna. Tylko pogubił się w życiu i...nie zdążył odnaleźć. Przed laty przeznaczenie weszło w ich życie bez pukania, nikogo nie pytając o zgodę! Był listopad, godzina 6 rano. Ze snu wyrwał ją dźwięk telefonu...Wiadomość, niczym scena z horroru, obudziła ją błyskawicznie. Gdy za ścianą dzieci słodko spały, śniąc swoje dziecięce sny świat rozpadał się na kawałki...Jak automat chodziła po pokoju i powtarzała w kółko: jak ja to powiem dzieciom...Boże, jak ja to powiem dzieciom!!!!!!!!!!!! Jak udało jej się przeżyć kolejne sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące, lata...? Tego do dzisiaj nie wie. Gdyby ktoś wtedy powiedział, wytrzymaj, czas przyniesie ulgę, znów będziesz mogła oddychać i normalnie żyć... Wydrapałaby mu oczy. Po wielu latach od tamtego telefonu, którym odebrano jej nadzieję i odarto z marzeń, sama potwierdza, że czas rzeczywiście leczy, koi, łagodzi. I to nie jest banał...
Wtuliła się mocniej w otwarte dla niej ramiona. Poczuła, że wpływa do bezpiecznego portu, że czas, jak najlepszy lekarz, zrobił swoje... Zamknęła oczy...poddała się rytmowi...bo właśnie Leonard Cohen, zmysłowym głosem śpiewał ulubioną balladę "I'm Your Man". Ciepła dłoń mężczyzny, jej mężczyzny, oplatała ją w talii. Zatraciła się w tym leniwym tańcu, poddała mu się całkowicie, Tak dawno nie tańczyła. A przecież taniec zawsze sprawiał jej radość. Uwielbiała to cudowne bujanie w rytmie muzyki. Nogi same odnajdywały właściwy rytm a ona pozwalając się prowadzić tonęła w roziskrzonych, wpatrzonych w nią oczach...
Wtuliła się mocniej w otwarte dla niej ramiona. Poczuła, że wpływa do bezpiecznego portu, że czas, jak najlepszy lekarz, zrobił swoje... Zamknęła oczy...poddała się rytmowi...bo właśnie Leonard Cohen, zmysłowym głosem śpiewał ulubioną balladę "I'm Your Man". Ciepła dłoń mężczyzny, jej mężczyzny, oplatała ją w talii. Zatraciła się w tym leniwym tańcu, poddała mu się całkowicie, Tak dawno nie tańczyła. A przecież taniec zawsze sprawiał jej radość. Uwielbiała to cudowne bujanie w rytmie muzyki. Nogi same odnajdywały właściwy rytm a ona pozwalając się prowadzić tonęła w roziskrzonych, wpatrzonych w nią oczach...
czwartek, 5 maja 2016
Tarta z rabarbarem
Imponująca kępa rabarbaru rośnie w moim ogrodzie. Pamiętam z dzieciństwa danie, które dziwi każdego komu o nim wspominam a ja bardzo je lubiłam. W moim rodzinnym domu, w ciepłe dni, jadało się kompot z rabarbaru z domowymi kluskami. To był taki rodzaj zupy owocowej, lekkiej i orzeźwiającej. Tak dawno jej nie jadłam. Rabarbarowe wspomnienia przywołał post na kulinarnym blogu http://kuchennewariacje.pl/tarta-rabarbarowa/
Wypróbowałam przepis. Tarta w moim wykonaniu jest taka wizualnie zwyczajna. Nie przyłożyłam się zbytnio do ubrania jej w elegancki garniturek w kratkę. Ale smak...mmmm. Wyjątkowy smak rabarbaru podkreślony delikatną nutą goryczy pomarańczowej skórki. Poezja po prostu! Brązowy cukier zastąpiłam białym z powodu braku w kuchni tego pierwszego. Dotąd specjalnie nie gustowałam w tartach...Dzisiaj rozsmakowałam się w tarcie rabarbarowej. Prosta w przygotowaniu i niezbyt pracochłonna. No i ten smak!!! Poezja! Dziękuję "Kuchennym Wariacjom"...
Wypróbowałam przepis. Tarta w moim wykonaniu jest taka wizualnie zwyczajna. Nie przyłożyłam się zbytnio do ubrania jej w elegancki garniturek w kratkę. Ale smak...mmmm. Wyjątkowy smak rabarbaru podkreślony delikatną nutą goryczy pomarańczowej skórki. Poezja po prostu! Brązowy cukier zastąpiłam białym z powodu braku w kuchni tego pierwszego. Dotąd specjalnie nie gustowałam w tartach...Dzisiaj rozsmakowałam się w tarcie rabarbarowej. Prosta w przygotowaniu i niezbyt pracochłonna. No i ten smak!!! Poezja! Dziękuję "Kuchennym Wariacjom"...
niedziela, 1 maja 2016
Czy w święto pracy wypada gotować obiad?
Fot. Berenika |
1/ ugotować kaszę gryczaną, garnek zawinąć w ścierkę, opatulić ciepłym kocem i pozwolić się kaszy trochę powygrzewać by stała się cudnie sypka; chyba że idziemy na totalną łatwiznę i wybieramy kaszę w woreczkach do gotowania wtedy przyrządzamy ją w ostatniej chwili, gdy już klopsiki i sos są gotowe;
2/ warzywa, np. marchewkę, pietruszkę, ziemniak kroimy w talarki lub inne ulubione kształty, gotujemy tak żeby były jeszcze lekko twarde...
3/ mięso mielone przyrządzamy tak jak na mielone kotlety, każdy ma swój ulubiony i sprawdzony sposób przyprawiania, dosmakowywania mięsa. Ja używam drobno posiekanej cebulki zeszklonej na oleju i przyprawy do grila. Kiedyś Monika podsunęła mi taki pomysł. Wypróbowałam i przyznaję - rewelacja! Z mięsa wyrabiamy kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczamy w bułce tartej i wrzucamy na wrzącą wodę. Gotujemy kilka minut, pamiętając o mieszaniu żeby nam kulki nie przywarły do garnka;
4/ przygotowujemy sos pomidorowy, dzisiaj, z racji święta pracy, wybrałam drogę na skróty i wykorzystałam gotowy sos pomidorowy z Winiar, nawiasem mówiąc całkiem niezły;
5/ klopsiki układamy w naczyniu żaroodpornym, sos łączymy z warzywami i zalewamy nim klopsiki;
6/ wstawiamy do piekarnika na kilka minut i...zasiadamy do świątecznego obiadu...! Nie zapominając o podaniu kaszy, wygrzewającej się pod kocykiem!
sobota, 23 kwietnia 2016
Caprese i tęsknota za...
Fot. Berenika |
piątek, 22 kwietnia 2016
Telefon zamilkł...
Minął tydzień od chwili gdy odszedłeś...Przeraża mnie myśl, że już nigdy nie usłyszę Twojego głosu w słuchawce telefonu i radosnego "dzień dobry" ...nie zobaczę twarzy, uśmiechniętej na mój widok...nie napiję się z Tobą kawy...nie popełnimy już razem żadnego tekstu do regionalnej gazety... To wielka strata. W moim sercu zagościł smutek. Jednocześnie jestem wdzięczna losowi, że postawił Ciebie, Przyjacielu, na mojej drodze. Tyle się od Ciebie nauczyłam...Dziękuję!
piątek, 1 kwietnia 2016
Cena dumy, prima aprilis i biała czapka
Jechałam szybko. Akurat dzisiaj nie dlatego, że lubię, chociaż faktem jest, że uwielbiam szybką jazdę ale tym razem po prostu się spieszyłam więc nie oszczędzałam pedału gazu. Ktoś wcześniej zaoferował się, że mnie podrzuci więc grzecznie czekałam na umówioną godzinę 9.00, z której zrobiła się 9.20...a moje zdenerwowanie rosło z każdą minutą bo o 10.00 miałam być 30 km dalej...Gdy o 9.25 odebrałam telefon z niewinnym zapytaniem czy już jestem gotowa, zawrzałam...a z ust popłynął komunikat: "pojadę sama"... Wściekła wsiadłam do auta i wcisnęłam pedał gazu! Nie zauważyłam radiowozu, ukrytego w leśnym gąszczu...wyprzedziłam wlokącą się przede mną furgonetkę...i usłyszałam policyjne syreny za plecami...Młody człowiek w białej czapce nie miał ani poczucia humoru, ani tym bardziej nie wykazał zrozumienia dla mojej ważnej misji. Za kilka minut miałam znaleźć się w radiowym studiu... Kontrola trwała pół godziny, łącznie z badaniem stanu trzeźwości, sprawdzaniem dokumentów, oględzinami auta..."Pan Sytuacji" nigdzie się nie śpieszył... Pełen profesjonalizm, można by rzec! Skąd zatem ten niesmak we mnie i dziwne wrażenie, że... Wreszcie przykładnie ukaraną puszczono mnie wolno! Moje życzenia "miłego dnia" potraktowano milczeniem!
piątek, 25 marca 2016
niedziela, 13 marca 2016
Kasza jaglana. Drobna rzecz a ile możliwości?!
Kasza jaglana na sypko. Fot. B.C. |
Uwagi na marginesie: mięsko drobiowe zdecydowanie lepiej komponowałoby się z delikatnością smaku kaszy jaglanej...Tak myślę!
sobota, 12 marca 2016
Latte fiołek
Latte fiołek. Fot. JP |
Za to w wirtualnej przestrzeni znalazłam bloga: http://katerina2804.blogspot.com/2013/04/syrop-fiokowy.html a w nim recepturę przyrządzania syropu fiołkowego. I teraz z niecierpliwością czekam aż zakwitną fiołki!
niedziela, 6 marca 2016
Gdzie Ci mężczyźni...?
Od samego rana w mojej głowie rozbrzmiewa piosenka sprzed lat ale jakby ciągle aktualna...Śpiewała ją niezapomniana Danuta Rinn...
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, gdzie te chłopy!?
Wczoraj uczestniczyłam w takim, nieco wcześniej urządzonym, święcie kobiet. Sobotnie popołudnie to dobry czas na świętowanie, na małą nagrodę za cały tydzień pracy. Jak się dobrze poszuka to możliwości ku temu jest na prawdę całkiem sporo, również takich które nie wymagają posiadania szeleszczących "drobnych" w kieszeni. Wydarzenie w Centrum Kultury gdzieś na Lubelszczyźnie, pomyślane jako swoista podróż w czasie do: sukienek w grochy, rajstop i goździków, które obowiązkowo otrzymywały kobiety 8 marca w dniu swojego święta, do octu, musztardy i pasztetowej na półkach sklepowych, do szarości wokół...Podróż bardzo zabawna bo obserwowana z perspektywy czasu, wykreowana na potrzeby chwili. Ale, ale...zagalopowałam się...
Nie o realiach PRL-u rzecz miała być ale o mężczyznach! Uderza mnie to i zastanawia mocno już od dawna...Okazja i możliwość sama pcha się w ręce, ogłoszenia i plakaty aż biją po oczach! Żona czy przyjaciółka mimochodem wspomina o: koncercie, spotkaniu, wydarzeniu, święcie w miejscowym domu kultury, bibliotece, muzeum, kawiarni...Wstęp wolny, atrakcje zapewnione, łącznie z kawą i ciastkiem...Tylko korzystać! A mężczyzna jeden, drugi, dziesiąty - nic! Zero reakcji! Jakby ogłuchł? Jakby stracił umiejętność rozumienia słów? Zastanawiające! Dlaczego? Dlaczego gdy jest okazja sprawić tej drugiej połowie radość, pobyć z nią w innych niż domowe okolicznościach, może też spotkać z przyjaciółmi, "liznąć nieco kultury". Przy okazji samemu się rozerwać i jeszcze, co zapewne dla wielu nie jest bez znaczenia, nie uszczuplając przy tym prawie w ogóle zasobów portfela... Dlaczego ów Pan X, Y czy Z nie chce takiej okazji uchwycić, wręcz wykorzystać, zyskując sporo w zamian? Próbowałam podpytywać znajomych mężczyzn...to co mówią to, moim zdaniem, zwykłe wykręty. Argument o braku środków odpada na starcie bo sporo wydarzeń jest bezpłatnych. Brak czasu też mnie nie przekonuje bo jeżeli w sobotnie popołudnie czy w niedzielę nie ma czasu na pielęgnowanie relacji to znaczy, że nie ma go w ogóle, a to już jest przykra konkluzja i pierwszy krok do...wiadomo! Cóż, zagadka pozostaje zagadką a ja jak nie rozumiałam tak nie rozumiem nadal!
Uwagi na marginesie: moje dociekania nie wykluczają istnienia mężczyzn...takich prawdziwych...mmm...! Oni są! W mniejszości co prawda ale są!!!!
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, gdzie te chłopy!?
Wczoraj uczestniczyłam w takim, nieco wcześniej urządzonym, święcie kobiet. Sobotnie popołudnie to dobry czas na świętowanie, na małą nagrodę za cały tydzień pracy. Jak się dobrze poszuka to możliwości ku temu jest na prawdę całkiem sporo, również takich które nie wymagają posiadania szeleszczących "drobnych" w kieszeni. Wydarzenie w Centrum Kultury gdzieś na Lubelszczyźnie, pomyślane jako swoista podróż w czasie do: sukienek w grochy, rajstop i goździków, które obowiązkowo otrzymywały kobiety 8 marca w dniu swojego święta, do octu, musztardy i pasztetowej na półkach sklepowych, do szarości wokół...Podróż bardzo zabawna bo obserwowana z perspektywy czasu, wykreowana na potrzeby chwili. Ale, ale...zagalopowałam się...
Nie o realiach PRL-u rzecz miała być ale o mężczyznach! Uderza mnie to i zastanawia mocno już od dawna...Okazja i możliwość sama pcha się w ręce, ogłoszenia i plakaty aż biją po oczach! Żona czy przyjaciółka mimochodem wspomina o: koncercie, spotkaniu, wydarzeniu, święcie w miejscowym domu kultury, bibliotece, muzeum, kawiarni...Wstęp wolny, atrakcje zapewnione, łącznie z kawą i ciastkiem...Tylko korzystać! A mężczyzna jeden, drugi, dziesiąty - nic! Zero reakcji! Jakby ogłuchł? Jakby stracił umiejętność rozumienia słów? Zastanawiające! Dlaczego? Dlaczego gdy jest okazja sprawić tej drugiej połowie radość, pobyć z nią w innych niż domowe okolicznościach, może też spotkać z przyjaciółmi, "liznąć nieco kultury". Przy okazji samemu się rozerwać i jeszcze, co zapewne dla wielu nie jest bez znaczenia, nie uszczuplając przy tym prawie w ogóle zasobów portfela... Dlaczego ów Pan X, Y czy Z nie chce takiej okazji uchwycić, wręcz wykorzystać, zyskując sporo w zamian? Próbowałam podpytywać znajomych mężczyzn...to co mówią to, moim zdaniem, zwykłe wykręty. Argument o braku środków odpada na starcie bo sporo wydarzeń jest bezpłatnych. Brak czasu też mnie nie przekonuje bo jeżeli w sobotnie popołudnie czy w niedzielę nie ma czasu na pielęgnowanie relacji to znaczy, że nie ma go w ogóle, a to już jest przykra konkluzja i pierwszy krok do...wiadomo! Cóż, zagadka pozostaje zagadką a ja jak nie rozumiałam tak nie rozumiem nadal!
Uwagi na marginesie: moje dociekania nie wykluczają istnienia mężczyzn...takich prawdziwych...mmm...! Oni są! W mniejszości co prawda ale są!!!!
sobota, 27 lutego 2016
Próbki pseudo literackie czyli rzecz o gburach, serze tradycyjnym, serniku jak marzenie i śniadaniu do łóżka!
Fot. B.C. |
- Pogięło cię! Śniadanie do łóżka? - Wszędzie okruchy, pościel pozalewana kawą! To nie dla mnie!
- Proszę...szepnęła nieśmiało...
- To jest jakaś totalnie przereklamowana romantyczna bzdura. Nie zgadzam się! - wykrzykiwał biegając po pokoju.
- I
tak oto czar prysł! - powiedziała bardziej do siebie niż do
niego i zanurkowała pod kołdrę. Nie chciała dłużej patrzeć na
faceta, który nie ma za grosz wyczucia sytuacji! Żeby robić taką
aferę z powodu śniadania? Mógł po prostu powiedzieć, że mu się nie chce albo że jest kulinarnie niepełnosprawny!
Zrozumiałaby i sama przygotowała śniadanie dla nich dwojga, a
tak? Szkoda gadać...
Odetchnęła z ulgą gdy usłyszała zdawkowe: „muszę lecieć!" i
nic nie znaczące „zadzwonię”. Wcale nie chciała żeby
dzwonił. Owszem było jej przykro...ale...Wyskoczyła z łóżka
fałszując słynne ”...facet to świnia...” (przebój zespołu Big Cyc). Głosu to ona
zupełnie nie ma. No i co z tego. Ma za to mnóstwo innych zalet.
Potrafi na przykład upiec najlepszy na świecie sernik z truskawkami. Tajemnica
tkwi w głównym składniku jakim jest ser, koniecznie od cioci
Mieczysławy, Janki albo Wiesi. Chociaż mistrzynią w przyrządzaniu
sera metodą tradycyjną jest Mieczysława. Kobieta nowoczesna.
Prekursorka sztuki gotowania w niewielkiej wsi na Lubelszczyźnie.
Gar mleka ogrzewa się na kuchni, nie za długo bo wtedy ser będzie
zbyt suchy, nie za krótko też bo wtedy zamiast sera wyjdzie mało
apetyczna breja. Tu potrzebne jest wyczucie. To wielka sztuka,
odchodząca w zapomnienie wraz z ludźmi, niestety... Dość, że
takiej pokusie jak jej sernik z ciocinego sera nikt nie jest się w
stanie oprzeć! Może w lodówce jest jeszcze kawałek, pomyślała z nadzieją.
Może ten gbur, który właśnie zatrzasnął za sobą drzwi nie
zeżarł wszystkiego. Zaparzyła kawę w ulubionym kubku,
usiadła w ulubionym fotelu w pozie zupełnie nie pasującej do
statecznej "czterdziestki". Mieszanina smaków, kawy i niebiańskiego wręcz
sernika, podziałała kojąco. Gdzieś
przecież musi by ten
konkretny KTOŚ tylko dla niej...mężczyzna z klasą i wyczuciem, który potrafi dbać o swoją kobietę, pozytywnie zaskakiwać i okazywać uczucia!
Uwagi na marginesie: W kwestii sera i sernika rzecz jest w 100 procentach autentyczna, co do gbura wspomnianego co to zupełnie nie ma wyczucia, rzecz jest na szczęście tylko fikcją i nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Z czego, rzecz jasna, ogromnie się cieszę. A ten konkretny KTOŚ, głęboko wierzę, że istnieje na prawdę a nie jest li tylko wytworem mojej wyobraźni.
piątek, 19 lutego 2016
Literacko, domowo, smacznie...
Pierogi z farszem jarmużowo-serowym. Fot. B.C. |
Pierogowa opowieść Mamy
"Rozmroziłam jarmuż, poddusiłam go na maśle z dodatkiem śmietany, doprawiłam do smaku solą, pieprzem i drobno posiekanym czosnkiem. Wystudziłam. Dodałam pokruszony biały ser, prawdziwy, wiejski, od Mietki. No i ulepiłam pierogi". I pomyśleć, że to takie proste danie, te pierogi!
Postać cioci Mietki, siostry mojej Mamy i serów przez nią wyrabianych również zasługuje na odrębny post. Może następnym razem zamieszczę opowiadanie, z wątkiem ciocinego sera, które napisałam dawno temu...
Jarmuż |
A książki Katarzyny Enerlich z cyklu "Prowincja" po prostu warto przeczytać...Gorąco polecam!
W tej książce, podobnie jak w całym cyklu, jest mnóstwo inspiracji kulinarnych, gotowych pomysłów na proste i smaczne dania, z wykorzystaniem tego co rośnie w ogrodzie. Miedzy innymi są tu wspominane już pyszne pierogi z jarmużem.
Czytam tę książkę i zastanawiam się czy nie traktuję źle mojego ogrodowego jarmużu? Mam zwyczaj kroić liście na paski, uprzednio usuwając ich twarde nerwy, a następnie blanszować we wrzątku i dopiero wtedy poddawać dalszym torturom typu duszenie, mrożenie...
piątek, 12 lutego 2016
Notatki z podróży - Busko Zdrój
Busko Zdrój, ul. 1-go Maja 23 |
Wykwintny płatek smakowy. Fot. B.C. |
sobota, 23 stycznia 2016
Naleśniki ze szpinakiem
Proste, smaczne i tanie danie to naleśniki ze szpinakiem w sosie serowym
Naleśniki usmażyć według własnej receptury.
Farsz:
szpinak, świeży przelewam wrzątkiem i odciskam, mrożony rozmrażam i odparowuję wodę. Gdy trochę przestygnie dodaję serek "Bieluch" i dosmakowuję czosnkiem (zmiażdżonym lub bardzo drobno pokrojonym). Czasem dodaję odrobinę ziarenek smaku...
Farsz nakładam na naleśniki, zwijam jak krokiety, układam w naczyniu żaroodpornym. Całość zalewam "Przepisem na roladki schabowe w sosie serowym" z Winiar. Wstawiam do piekarnika na ok. 30 min. Wychodzi pyszne danie. Może to być danie samodzielne, ale można też nieco poeksperymentować i podać ze sztuką mięsa...
Niestety zdjęcie dania, dziwnym trafem zniknęło z mojego telefonu...
Naleśniki usmażyć według własnej receptury.
Farsz:
szpinak, świeży przelewam wrzątkiem i odciskam, mrożony rozmrażam i odparowuję wodę. Gdy trochę przestygnie dodaję serek "Bieluch" i dosmakowuję czosnkiem (zmiażdżonym lub bardzo drobno pokrojonym). Czasem dodaję odrobinę ziarenek smaku...
Farsz nakładam na naleśniki, zwijam jak krokiety, układam w naczyniu żaroodpornym. Całość zalewam "Przepisem na roladki schabowe w sosie serowym" z Winiar. Wstawiam do piekarnika na ok. 30 min. Wychodzi pyszne danie. Może to być danie samodzielne, ale można też nieco poeksperymentować i podać ze sztuką mięsa...
Niestety zdjęcie dania, dziwnym trafem zniknęło z mojego telefonu...
Czas zrobić coś dla siebie...
zadaj-pytanie.blog.onet.pl |
sobota, 9 stycznia 2016
Placek z cukinii kontra ciasto marchewkowe
Zainspirowana lekturą najnowszej powieści Anny Ficner-Ogonowskiej "Czas pokaże" przedstawiam przepis na najprostsze ciasto na świecie. Nie dość, że przygotowuje się je w ekspresowym tempie, to jeszcze smakuje doskonale! Okazuje się, że cukinię (czego nie wiedziałam zanim nie przeczytałam) można zastąpić marchewką!
A oto przepis na najprostszy placek z cukinii
Składniki:
2 jaja
1 szklanka cukru
cukier waniliowy
0,5 szklanki oleju
1 szklanka cukinii startej na tarce o grubych oczkach (młodą cukinię można zetrzeć ze skórką, tę nieco bardziej dojrzałą należy obrać ze skórki i usunąć gniazda nasienne)
1-2 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
po 0,5 łyżeczki sody i soli
rodzynki, min. 100 gram, ale im więcej tym lepiej
orzechy (niekoniecznie)
Wykonanie:
Jaja zmiksować z cukrem i cukrem waniliowym, dodać resztę składników, dokładnie wymieszać. Ciasto wylać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Upieczone ciasto można posypać cukrem pudrem. Wybornie smakuje podane z domową konfiturą.
Uwaga:
Podane składniki wystarczą do przygotowania ciasta w małej blaszce lub prodiżu, na blachę o wymiarach: 25x40 cm trzeba podwoić porcję, o wymiarach 40x40 cm - potroić.
Sprawdzanie:
Żeby sprawdzić czy ciasto się upiekło wystarczy nakłuć je słomką do napojów, jak jest sucha to znaczy, że ciasto można wyjmować z piekarnika.
A oto przepis na najprostszy placek z cukinii
Składniki:
2 jaja
1 szklanka cukru
cukier waniliowy
0,5 szklanki oleju
1 szklanka cukinii startej na tarce o grubych oczkach (młodą cukinię można zetrzeć ze skórką, tę nieco bardziej dojrzałą należy obrać ze skórki i usunąć gniazda nasienne)
1-2 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
po 0,5 łyżeczki sody i soli
rodzynki, min. 100 gram, ale im więcej tym lepiej
orzechy (niekoniecznie)
Wykonanie:
Jaja zmiksować z cukrem i cukrem waniliowym, dodać resztę składników, dokładnie wymieszać. Ciasto wylać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Upieczone ciasto można posypać cukrem pudrem. Wybornie smakuje podane z domową konfiturą.
Uwaga:
Podane składniki wystarczą do przygotowania ciasta w małej blaszce lub prodiżu, na blachę o wymiarach: 25x40 cm trzeba podwoić porcję, o wymiarach 40x40 cm - potroić.
Sprawdzanie:
Żeby sprawdzić czy ciasto się upiekło wystarczy nakłuć je słomką do napojów, jak jest sucha to znaczy, że ciasto można wyjmować z piekarnika.
środa, 6 stycznia 2016
Dylematy... ilość czy jakość?
Ktoś zadał mi pytanie: co wybierasz, 5 lat intensywnego życia w szczęściu i harmonii czy 15 lat udawania, że jesteś zadowolona i spełniona? Bez wahania odpowiedziałam, oczywiście że...i zawahałam się... Skoro mam być szczęśliwa to dlaczego tylko 5 lat? Chcę więcej...czy to już pazerność? zachłanność?
Subskrybuj:
Posty (Atom)