Łączna liczba wyświetleń

sobota, 17 października 2015

Winogronowe testowanie

W moim ogrodzie rośnie winogron...Wygląda pięknie a smakuje obłędnie. Dzisiaj mam fazę na przetwarzanie. W słoju dojrzewa już pigwóweczka, na półce w spiżarni stoją słoiczki z pigwą do herbaty. A ja testuję sok z winogron...
Metoda jest prosta, moja Mama w ten sposób przyrządza sok malinowy. Ale po kolei:
Winogron obrałam, umyłam, wrzuciłam do garnka z odrobiną wody na dnie. Zagotowałam. Potrzeba dosłownie kilka minut na wolnym ogniu żeby winogronowe kulki tracąc swój idealny kształt oddały aromat. Odstawiłam na kolejne kilka minut. Odcedziłam sok. Dodałam cukier, znowu na oko, a raczej do smaku. Zagotowałam. Gorącym sokiem napełniłam butelki (miałam kilka po soku Kubuś), odwróciłam do góry dnem żeby się szczelnie zamknęły. Gdy wystygną dołącza do apetycznej kolekcji w spiżarni. Moja córka na pewno się ucieszy gdy wpadnie na chwilę do domu i z pewnością pyszny sok pojedzie razem z nią na drugi koniec Polski. Tak na prawdę  nie chodzi tu o sam sok ale bardziej o radość eksperymentowania, o smakowe sprawianie przyjemności sobie i bliskim. To też taka próba  zamknięcia w szklanych naczyniach  letnich i jesiennych wspomnień...Zimą rozgrzeją, przywołają uśmiech...Mam taką nadzieję...

Pigwa czy pigwowiec i jak to się ma do herbaty?

Pewnego dnia dostałam cały koszyk owoców, które cudnym aromatem wypełniły dom... Nazywam je pigwą bo mimo wysiłków nie umiem odróżnić pigwy od pigwowca. Cóż, taka moja mała ułomność... Najważniejsze, że przedmiot pożądania wielu koleżanek znalazł się w mojej kuchni... Zdecydowanie nie jest to wdzięczny owoc do obróbki, wielki pryszcz na palcu przypomina o zmaganiach, ale smaki jakie można z tych twardych owoców wydobyć są warte każdego wysiłku...
Zwykle działam dwutorowo: z owoców bez skazy przyrządzam a'la cytrynkę do herbaty, pozostałe przeznaczam na naleweczkę.
Wersję do herbaty dotychczas przygotowywałam, ot tak,  na oko. Owoce, umyte i pozbawione gniazd nasiennych,  kroiłam tak jak lubię, w cienkie paseczki. Uwielbiam jak pływają w kubku z herbatą, nie mogę się wtedy oprzeć przed wyławianiem ich łyżeczką by delektować się niepowtarzalnym smakiem... Pigwowe paseczki zasypywałam cukrem, odstawiałam na kilka godzin żeby puściły sok a cukier się rozpuścił, następnie wkładałam do słoiczków i pasteryzowałam w kąpieli wodnej ok 10 minut. Dzisiaj, gdy po raz kolejny podjęłam próbę odróżnienia owoców pigwowca od pigwy, przypadkiem trafiłam na blog: http://kuchniapelnasmakow.blogspot.com  gdzie znalazłam konkretne proporcje owoców i cukru, które według autorki wynoszą 3:1 (np. na 900 gram owoców potrzeba 300 gram cukru). Niestety przyzwyczajenie wzięło górę i znowu moja pigwa została przyrządzona na oko! Na moje oko!
Pigwóweczka...napój o wyrazistym smaku, ciepłej barwie i zniewalającym zapachu...Przygotowania zaczynam od zasypania cukrem umytych i pozbawionych gniazd nasiennych owoców, pokrojonych w paski. Na kilogram owoców potrzeba kilogram cukru, chociaż dzisiaj ilość cukru zmniejszyłam do 600 gram. Mam nadzieję wytworzyć bardziej wytrawny napój. Owoce mają się pławić w cukrze 2 tygodnie. Od czasu do czasu trzeba potrząsnąć słojem...Co dalej napiszę w stosownym czasie.

czwartek, 15 października 2015

Tęsknota...

Według Słownika Języka Polskiego PWN: tęsknota  to uczucie żalu wywołane rozłąką z kimś, brakiem lub utratą kogoś albo czegoś. Cóż...Spodziewałam się po językoznawcach czegoś więcej...Nikt, kto kiedykolwiek doświadczył uczucia tęsknoty, nie określiłby jej w ten sposób...
Moja wersja tej samej definicji, w tłumaczeniu dla zwykłych ludzi (czyli podobnych do mnie)  brzmi następująco:
Tęsknota to:
  • przyśpieszone bicie serca na dźwięk telefonu;
  • uśmiech rozjaśniający twarz na dźwięk lekko schrypniętego głosu z rana albo szeptu wieczorem;
  • jedno i drugie + szczególny - radosny błysk w oku przy spotkaniu;
  • ogólne rozedrganie pod wpływem uścisku dłoni;
  • cudowna miękkość w kolanach na wspomnienie delikatności pocałunku;
  • chroniczne rozkojarzenie aż do zaniku zdolności odróżniania balsamu do ciała od żelu pod prysznic, kefiru od śmietanki do kawy...itp.
  • odruchowe wybieranie jednego tylko numeru w komórce;
  • niecierpliwość oczekiwania na głos w słuchawce telefonu, muśnięcie paluszków przy powitaniu, uśmiech....
  • .........................................................................................w miejscu kropek jest jeszcze coś, co trudno ubrać w słowa...

środa, 14 października 2015

Rozdrażnienie językowe...

Ledwo ochłonęłam, przetrawiłam i przekonałam samą siebie, że nie warto zgrzytać zębami za każdym razem gdy z ust moich rozmówców wypływa zwrot  "to znaczy sie" bo to z całą pewnością nie wpłynie dobrze na stan mojego uzębienia. To znowu szturm na moje uszy i rzeczone uzębienie przypuściły drażniące mnie okrutnie "zaglądnąć" i "oglądnąć". A ja przecież  zdecydowanie wolę  zaglądać i oglądać...

niedziela, 4 października 2015

Zapach lawendy, książek...i zapomnienia!

Obudziłam się z tęsknotą i pragnieniem w sercu...cóż, życie nie zawsze ułatwia! Lekiem na całe zło świata, na wszystkie smutki, chandry i dołki najróżniejsze  zawsze były dla mnie książki. Wyrzut sumienia w postaci czekającej na dokończenie prezentacji ukryłam w zakamarkach pamięci laptopa...Zapadłam się w ulubionym fotelu i odleciałam...na Peljesac, malowniczy "półwysep w południowej części dalmatyńskiego wybrzeża Chorwacji, na północny zachód od Dubrownika"*. Woreczek z lawendą, przywieziony przez koleżankę, właśnie stamtąd, jako pamiątka z podróży,  lekko potarty dla uwolnienia aromatu podziałał na wyobraźnię...Zapomniałam o wszystkim,  bo razem z bohaterami powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej szukałam wśród lawendy czegoś ważnego, ulotnego, cennego...dla mnie samej.


Agnieszka Lingas-Łoniewska: Szukaj mnie wśród lawendy. T. 1-3. Gdynia 2014

 *[przeczytane w Wikipedii]





Dawno temu w ogrodzie posadziłam lawendę z zamiarem wykorzystania jej kwiatu do przyrządzenia nalewki...i jak dotąd jeszcze tego nie zrobiłam...dlaczego? sama nie wiem.