Pewnego dnia dostałam cały koszyk owoców, które cudnym aromatem wypełniły dom... Nazywam je pigwą bo mimo wysiłków nie umiem odróżnić pigwy od pigwowca. Cóż, taka moja mała ułomność... Najważniejsze, że przedmiot pożądania wielu koleżanek znalazł się w mojej kuchni... Zdecydowanie nie jest to wdzięczny owoc do obróbki, wielki pryszcz na palcu przypomina o zmaganiach, ale smaki jakie można z tych twardych owoców wydobyć są warte każdego wysiłku...
Zwykle działam dwutorowo: z owoców bez skazy przyrządzam a'la cytrynkę do herbaty, pozostałe przeznaczam na naleweczkę.
Wersję do herbaty dotychczas przygotowywałam, ot tak, na oko. Owoce, umyte i pozbawione gniazd nasiennych, kroiłam tak jak lubię, w cienkie paseczki. Uwielbiam jak pływają w kubku z herbatą, nie mogę się wtedy oprzeć przed wyławianiem ich łyżeczką by delektować się niepowtarzalnym smakiem... Pigwowe paseczki zasypywałam cukrem, odstawiałam na kilka godzin żeby puściły sok a cukier się rozpuścił, następnie wkładałam do słoiczków i pasteryzowałam w kąpieli wodnej ok 10 minut. Dzisiaj, gdy po raz kolejny podjęłam próbę odróżnienia owoców pigwowca od pigwy, przypadkiem trafiłam na blog: http://kuchniapelnasmakow.blogspot.com gdzie znalazłam konkretne proporcje owoców i cukru, które według autorki wynoszą 3:1 (np. na 900 gram owoców potrzeba 300 gram cukru). Niestety przyzwyczajenie wzięło górę i znowu moja pigwa została przyrządzona na oko! Na moje oko!
Pigwóweczka...napój o wyrazistym smaku, ciepłej barwie i zniewalającym zapachu...Przygotowania zaczynam od zasypania cukrem umytych i pozbawionych gniazd nasiennych owoców, pokrojonych w paski. Na kilogram owoców potrzeba kilogram cukru, chociaż dzisiaj ilość cukru zmniejszyłam do 600 gram. Mam nadzieję wytworzyć bardziej wytrawny napój. Owoce mają się pławić w cukrze 2 tygodnie. Od czasu do czasu trzeba potrząsnąć słojem...Co dalej napiszę w stosownym czasie.
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz