Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 lutego 2016

Próbki pseudo literackie czyli rzecz o gburach, serze tradycyjnym, serniku jak marzenie i śniadaniu do łóżka!

Fot. B.C.
Śniadanie do łóżka
- Pogięło cię! Śniadanie do łóżka? - Wszędzie okruchy, pościel pozalewana kawą! To nie dla mnie! 
- Proszę...szepnęła nieśmiało...
- To jest jakaś totalnie przereklamowana romantyczna bzdura. Nie zgadzam się! - wykrzykiwał biegając po pokoju. 
- I tak oto czar prysł! - powiedziała bardziej do siebie niż do niego i zanurkowała pod kołdrę. Nie chciała dłużej patrzeć na faceta, który nie ma za grosz wyczucia sytuacji! Żeby robić taką aferę z powodu śniadania? Mógł po prostu powiedzieć, że mu się nie chce albo że jest kulinarnie niepełnosprawny! Zrozumiałaby i sama przygotowała śniadanie dla nich dwojga, a tak? Szkoda gadać... Odetchnęła z ulgą gdy usłyszała zdawkowe: „muszę lecieć!" i nic nie znaczące „zadzwonię”. Wcale nie chciała żeby dzwonił. Owszem było jej przykro...ale...Wyskoczyła z łóżka fałszując słynne ”...facet to świnia...” (przebój zespołu Big Cyc).  Głosu to ona zupełnie nie ma. No i co z tego. Ma za to mnóstwo innych zalet. Potrafi na przykład upiec najlepszy na świecie sernik z truskawkami. Tajemnica tkwi w głównym składniku jakim jest ser, koniecznie od cioci Mieczysławy, Janki albo Wiesi. Chociaż mistrzynią w przyrządzaniu sera metodą tradycyjną jest Mieczysława. Kobieta nowoczesna. Prekursorka sztuki gotowania w niewielkiej wsi na Lubelszczyźnie. Gar mleka ogrzewa się na kuchni, nie za długo bo wtedy ser będzie zbyt suchy, nie za krótko też bo wtedy zamiast sera wyjdzie mało apetyczna breja. Tu potrzebne jest wyczucie. To wielka sztuka, odchodząca w zapomnienie wraz z ludźmi, niestety... Dość, że takiej pokusie jak jej sernik z ciocinego sera nikt nie jest się w stanie oprzeć! Może w lodówce jest jeszcze kawałek, pomyślała z nadzieją. Może ten gbur, który właśnie zatrzasnął za sobą drzwi nie zeżarł wszystkiego. Zaparzyła kawę w ulubionym kubku, usiadła w ulubionym fotelu w pozie zupełnie nie pasującej do statecznej "czterdziestki". Mieszanina smaków, kawy i niebiańskiego wręcz sernika, podziałała kojąco. Gdzieś przecież musi by ten konkretny KTOŚ tylko dla niej...mężczyzna z klasą i wyczuciem, który potrafi dbać o swoją kobietę, pozytywnie zaskakiwać i okazywać uczucia! 

Uwagi na marginesie: W kwestii sera i sernika rzecz jest w 100 procentach autentyczna, co do gbura wspomnianego co to zupełnie nie ma wyczucia, rzecz jest na szczęście tylko fikcją i nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Z czego, rzecz jasna, ogromnie się cieszę. A ten konkretny KTOŚ, głęboko wierzę, że istnieje na prawdę a nie jest li tylko wytworem mojej wyobraźni.



piątek, 19 lutego 2016

Literacko, domowo, smacznie...

Pierogi z farszem jarmużowo-serowym. Fot. B.C.

Wróciłam dzisiaj do domu zmęczona, po ciężkim dniu w pracy, głodna i...jak każdy statystyczny Polak w takiej sytuacji...zła! Instynkt poprowadził mnie do kuchni...a tam...na stole ulubiona Kasia Enerlich...A nie, nic z tych rzeczy, Kasia jest dobrze wychowana, nie ma zwyczaju wchodzenia na stół, w dodatku w nie swoim domu...Na stole w mojej kuchni zobaczyłam jej książkę "Pod słońcem prowincji" a obok pierogi, cudnie przyrumienione na masełku. Dzieło mojej Mamy. Co ma książka do pierogów? Ktoś mógłby zapytać. Okazuje się, ze całkiem sporo...lektura stała się inspiracją do przyrządzenia  pierogów z farszem jarmużowo-serowym. Cóż to był za smak...poezja po prostu! Jarmuż mam, od kilku już lat,  w ogrodzie lub w zamrażarce. Przekonała mnie do niego Pani Wanda, kobieta anioł, zakochana w swoim ogrodzie a przy tym fantastyczna gospodyni, która z darów ogrodu warzywnego potrafi wyczarować pyszności. Pani Wanda zasługuje na oddzielną opowieść. Tymczasem z talerza znikały kolejne pierogi, pałaszowane przeze mnie z apetytem...a Mama snuła opowieść o tym jak po lekturze książki Kasi Enerlich postanowiła nakarmić nas takimi trochę literackimi pierogami...
Pierogowa opowieść Mamy
"Rozmroziłam jarmuż, poddusiłam go na maśle z dodatkiem śmietany, doprawiłam do smaku solą, pieprzem i drobno posiekanym czosnkiem. Wystudziłam. Dodałam pokruszony biały ser, prawdziwy, wiejski, od Mietki. No i ulepiłam pierogi". I pomyśleć, że to takie proste danie, te pierogi!
Postać cioci Mietki, siostry mojej Mamy i serów przez nią wyrabianych również zasługuje na odrębny post. Może następnym razem zamieszczę opowiadanie, z wątkiem ciocinego sera, które napisałam dawno temu...
Jarmuż
Jarmuż, warzywo ciągle kulinarnie nieodkryte, znane bardziej ze swoich zalet  dekoracyjnych (piękne karbowane liście) niż odżywczych. Warto zagarnąć go dla siebie. Jest źródłem witamin  K i C, a także wapnia i żelaza. W kuchni można z niego przyrządzać różności. Danie, które cieszy się popularnością w moim domu to francuski quiche (czytaj: kisz). Quiche to: kruche ciasto, wytrawne nadzienie zalane jajeczno-śmietanową masą. Potrawa, która fantastycznie smakuje zarówno na ciepło, jak i na zimno. Można eksperymentować ze składnikami, przyprawami, itp.

A książki Katarzyny Enerlich z cyklu "Prowincja" po prostu warto  przeczytać...Gorąco polecam!


W tej książce, podobnie jak w całym cyklu,  jest mnóstwo inspiracji kulinarnych, gotowych pomysłów na proste i smaczne dania, z wykorzystaniem tego co rośnie w ogrodzie. Miedzy innymi są tu wspominane już pyszne  pierogi z jarmużem.

Czytam tę książkę i zastanawiam się  czy nie traktuję źle mojego ogrodowego jarmużu? Mam zwyczaj kroić liście na paski, uprzednio usuwając ich twarde nerwy, a następnie blanszować we wrzątku i dopiero wtedy poddawać dalszym torturom typu duszenie, mrożenie...

piątek, 12 lutego 2016

Notatki z podróży - Busko Zdrój

Busko Zdrój, ul. 1-go Maja 23
W miejscach, które odwiedzam, szukam regionalnych smaków, zaglądam do zabytkowych kościołów, czasem lubię też obejrzeć miejscową bibliotekę. Pomocne stają się punkty informacji turystycznej, bogate w najróżniejsze mapki, informatory, przewodniki i co najważniejsze komunikatywną i znającą się na rzeczy obsługę. Klimatyczne knajpeczki, urocze kawiarenki dają wytchnienie, odpoczynek dla obolałych stóp i przyjemności dla podniebienia.W Busku dopadło mnie przeziębienie, zebrane na tę okoliczność konsylium orzekło, że najlepszą kuracją będzie grzane wino, serwowane przez sympatyczną barmankę w stylizowanych włoskich wnętrzach klimatycznej Cafe Obssesion. Nomen omen Obssesion szybko stała się naszą obsesją. Zachodziliśmy tu niemal codziennie, głownie na uzdrawiające grzane wino, filiżankę aromatycznej kawy  czy  czekolady z dodatkiem chili o niebiańskim wprost smaku. Tutaj też rozparci na wygodnej kanapie prowadziliśmy długie dysputy na tematy różne...
Wykwintny płatek smakowy. Fot. B.C.
Smak kurortu odnaleźliśmy w sanatorium "Marconi". To bodaj najbardziej okazała budowla, usytuowana w otoczeniu parku zdrojowego. Podobno tym  smakiem zachwycał się król angielski Edward  VII i kompozytor Johann Strauss...Wprawdzie śladów bytności głów koronowanych w Busku nie wytropiliśmy to jednak duch Straussa z całą pewnością unosi się nad miastem...zwłaszcza gdy Orkiestra Zdrojowa daje koncerty... Ów smak kurortu to wykwintny płatek, o delikatnym smaku kokosa lub wanilii. Idealny dodatek do kawy, herbaty...ale też miły prezent dla rodziny czy przyjaciół przywieziony z podróży!