Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 maja 2016

Malinowa rozkosz...

Fot. Karolina C.
Gdy  pierwszy raz spróbowałam tego ciasta, moje kubki smakowe oszalały z rozkoszy. Dlatego pozwoliłam sobie zmienić nazwę ze zwyczajnego "ciasta z malinami" na "malinową rozkosz". Takim ciastem, pewnego razu podjęła nas  kuzynka Anetka, gdy zajechaliśmy z wizytą. Od razu poprosiłam o przepis. Podzieliła się chętnie. Potem, już samodzielnie, przyrządzałam to fantastyczne ciasto kilkakrotnie przy różnych wyjątkowych okazjach. Każdy kto spróbował zachwycał się jego smakiem. Panie, zwykle prosiły o przepis, panowie - o kolejną porcję! W malinowym sezonie do zamrażarki trafia kilka pudełek aromatycznych malin, dzięki temu nawet zimą mogę sprawiać przyjemność moim gościom. Kilka dni temu odkryłam rzecz straszną...przepis na "malinową rozkosz" zniknął! Jeszcze jedno pudełko malin czekało w zamrażarce. Chciałam żeby Dzień Matki, ważne święto, które w tym roku dodatkowo zbiegło się ze świętem Bożego Ciała było przyjemne również dla podniebienia. A tu taki numer! Przepis zapewne zaginął w wyniku przekazywania go kolejnym smakoszom...Na szczęście udało mi się go odzyskać na czas! Zapisany tutaj ma szansę więcej się nie zgubić.
A oto przepis!
Ciasto: 
6 żółtek, białek nie wyrzucamy bo będą potrzebne do przygotowania bezy
100 gram cukru
150 gram miękkiej margaryny (ważne!)
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 gram mąki
Żółtka zmiksować z cukrem, dodać miękką margarynę  a następnie mąkę z proszkiem. Tak przygotowane ciasto rozłożyć do dwóch blaszek. I zająć się przygotowaniem bezy.
Beza:
250 gram cukru

100 gram płatków migdałowych
6 białek (te, których nie dodaliśmy do ciasta)
Białka ubić z cukrem na sztywną pianę. Tak przygotowaną bezą posmarować przygotowane wcześniej placki. Ja dzielę składniki bezy na pół i ubijam oddzielnie. A to dlatego, że w moim piekarniku mogę jednocześnie piec tylko jedną blachę ciasta. Ciasto polane bezą trzeba niezwłocznie wstawiać do piekarnika.
Jeden placek posypać dodatkowo migdałami. Placki są cienkie także piecze się je dosłownie kilka minut aż beza lekko się zarumieni.
Galaretka:
Upieczone placki sobie stygną. Można zabrać się za przygotowywanie galaretki.
2 galaretki malinowe
500 gram malin, mogą być mrożone
Galaretkę rozpuścić w 1,5 szklanki  wrzątku, odstawić do wystygnięcia. Gdy zacznie tężeć dodajemy maliny. Chyba, że używamy mrożonych malin wtedy wystarczy galaretkę wystudzić, w połączeniu ze zmrożonymi malinami natychmiast galaretka się zetnie.
Masa śmietanowa:
Gdy już galaretka nam wystygła, zaczynamy ubijanie śmietany:
750 ml śmietany 30%
3 śmietan-fix-y Dr. Oetkera
2 łyżeczki cukru pudru
cukier waniliowy do smaku
Finał:
Układać warstwami w formie: placek bez migdałów - połowa masy śmietanowej - galaretka z malinami- druga połowa masy śmietanowej-placek z migdałami.
Tak przygotowane ciasto wstawić do lodówki, niech trochę "ochłonie".
Uwagi na marginesie: Ciasto ma jedną wadę, której nie sposób wyeliminować - bardzo szybko znika! Jest delikatne, niezbyt słodkie, obłędnie pachnie i smakuje malinami.

wtorek, 24 maja 2016

Między nami kobietami...

Rozmowa z Przyjaciółką to coś absolutnie fantastycznego! Mężczyźni nazywają to lekceważąco babskim gadaniem... Czasem rzeczywiście mają trochę racji a czasem mówią tak bo zwyczajnie nie mają pojęcia, że rozmowa, taka od serca, działa jak oczyszczający peeling nakładany bezpośrednio na duszę, serce i umysł. Pod warunkiem, że trafi się na mądrą interlokutorkę. Zmęczona, po całym dniu zmagania z codziennością w pracy, wstąpiłam na kawę do zaprzyjaźnionej kawiarenki. Lubię espresso lungo, serwowane przez Monikę, do tego lody koktajlowe...Mmmmmniam...To stanowi swoiste preludium do rozmowy na różne tematy...Dotykamy spraw zawodowych, wspólnych dla nas obu. Zajmują nas relacje z innymi ludźmi, od miłości poprzez przyjaźnie, więzy rodzinne aż do zwykłych znajomości. Wyłania się nasze zamiłowanie do analiz psychologicznych i  literackich odniesień. W kwestiach relacji męsko-damskich zgodnie dochodzimy do wniosku, że coś niedobrego dzieje się ze współczesnymi mężczyznami. Zastanawiamy się gdzie się podziały dobre maniery? Czy zwykłe przytrzymanie drzwi, dyskretne uregulowanie rachunku gdy to on zaprasza, wyciszenie  telefonu komórkowego na czas spotkania, wreszcie czy dotrzymywanie słowa w sprawach może błahych a jednak ważnych, jak choćby czas powrotu z pracy albo całkowite zanurzenie się w "tu i teraz"  na czas spotkania czy rzeczonej kawy...czyżby to było zbyt wiele jak na możliwości współczesnego faceta? Dodajmy faceta w wieku czterdzieści i więcej lat...bo  tacy są tematem naszych rozważań przy kawie i lodach. Mężczyźni, co bardziej pyskaci, od razu atakują schematem "chciałyście równouprawnienia to je macie!" Nie mogą pojąć, że tu nie chodzi o równouprawnienie ale o zwykłą uprzejmość. Chodzi też o coś znacznie ważniejszego, a mianowicie o szacunek dla drugiego człowieka, w tym przypadku kobiety, lub jego brak...

środa, 18 maja 2016

Notatki z podróży. Zamość - miasto opowieści i idealnych smaków

Zamość. Miasto idealne. Miasto z duszą i niepowtarzalnym klimatem, którego sercem jest Rynek, zabudowany uroczymi kamieniczkami. Nad całością góruje majestatyczna budowla - Ratusz, z imponującą wieżą i przepięknymi schodami, rozchodzącymi się, jak ramiona wachlarza, w dwie strony. Nocą, w świetle reflektorów budzi respekt! Z opowieści mieszkańca jednej z kamienic w Rynku wynika, że kamienne schody, prowadzące do Ratusza w liczbie 32 stopni (policzyłam osobiście) uczyły dobrych manier... Pokonywanie ich dawało petentom, zwłaszcza tym rozgniewanym i roszczeniowym, czas na wyciszenie emocji i przemyślenie strategii postępowania. Podobnie rzecz miała się, gdy dwie zwaśnione strony udawały się do Ratusza w poszukiwaniu sprawiedliwości. Tutaj podwójne schody stanowiły swoisty „gwarant bezpieczeństwa”. Zanim doszło do spotkania zwaśnionych stron u szczytu schodów przekonanie o własnej racji już nie było tak silne jak na dole. Zmęczony delikwent wyraźnie miękł dotarłszy przed oblicze urzędnika. Dzięki temu kultura w społeczeństwie rosła, a badanie satysfakcji klienta, jakbyśmy to dzisiaj nazwali, wypadało zdecydowanie lepiej. 

Miasto idealne...Tak! To prawda! W Zamościu odnalazłam, m.in.  idealny smak  ...

Łamaniec hetmański. Cukiernia Bohema. Zamość
Łamaniec hetmański...to ciasto idealne, z idealnie czekoladową masą z bakaliami i muśnięciem soczystej wiśni na podniebieniu...Jest to COŚ tak pysznego, że nie znajduję słów dla opisania obłędnego smaku tego deseru. Z góry zakładam, że zajadał się nim sam hetman wielki koronny Jan Zamojski. Receptura, nie zmieniana od lat, przetrwała bezpiecznie w pamięci najlepszych cukierników, przekazywana w największej tajemnicy kolejnym pokoleniom mistrzów zamojskich wypieków.  Wiem, że w tej chwili w każdym kto czyta moją opowieść rodzi się pragnienie spróbowania tego wypieku... W zabytkowej kamienicy Bystrzyckiego swoje miejsce ma  najlepsza w mieście cukiernia o artystycznej i wiele obiecującej nazwie  Bohema. Jako, że w Zamościu wszystko dąży do ideału, tak i  nazwę dobrano idealnie pod każdym względem...Wystarczy przekroczyć próg by poczuć wyjątkowość tego miejsca...gustowny wystrój, wygodne kanapy, przesympatyczna, dyskretna i nienarzucająca się obsługa, obłędne w smaku ciasta, desery, różne rodzaje kaw i czekolada, ta z chili koniecznie...jest najlepsza! Mogłabym pisać poematy na cześć tego fantastycznego miejsca...i pewnie jeszcze kiedyś to zrobię...teraz mogę powiedzieć tylko tyle, że "łamaniec" złamał mi serce...bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że za nim tęsknię...

Ps. Legendę o schodach opowiedział mi Przyjaciel. Podobno jest ona zapisana w przedwojennym przewodniku. Próbowałam ją potwierdzić u źródła czyli w samym Zamościu. Nie udało się...ale nie poddaję się i szukam dalej...

niedziela, 15 maja 2016

Próbki pseudo literackie czyli gorzko-słodki smak życia. Odsłona druga

- Jestem z Tobą szczęśliwy...szepnął, przytulając ją mocno do siebie w przerwie pomiędzy szaleństwem na parkiecie. W jednej sekundzie jej oczy zwilgotniały. Nawet nie próbowała tego ukryć. Nikt nigdy w ten sposób nie zwracał się do niej...Nawet mąż. Nie to żeby jej nie kochał. Bo kochał. Tego jest pewna. Tylko pogubił się w życiu i...nie zdążył odnaleźć. Przed laty przeznaczenie weszło w ich życie bez pukania, nikogo nie pytając o zgodę! Był listopad, godzina 6 rano. Ze snu wyrwał ją dźwięk telefonu...Wiadomość, niczym scena z horroru, obudziła ją błyskawicznie. Gdy za ścianą dzieci słodko spały, śniąc swoje dziecięce sny  świat rozpadał się na kawałki...Jak automat chodziła po pokoju i powtarzała w kółko: jak ja to powiem dzieciom...Boże, jak ja to powiem dzieciom!!!!!!!!!!!! Jak udało jej się przeżyć kolejne sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące, lata...? Tego do dzisiaj nie wie. Gdyby ktoś wtedy powiedział, wytrzymaj, czas przyniesie ulgę, znów będziesz mogła oddychać i normalnie żyć... Wydrapałaby mu oczy. Po wielu latach od tamtego telefonu, którym odebrano jej nadzieję i odarto z marzeń, sama potwierdza, że czas rzeczywiście leczy, koi, łagodzi. I to nie jest banał...
Wtuliła się mocniej w otwarte dla niej ramiona. Poczuła, że wpływa do bezpiecznego portu,  że czas, jak najlepszy lekarz, zrobił swoje... Zamknęła oczy...poddała się rytmowi...bo właśnie Leonard Cohen, zmysłowym głosem śpiewał ulubioną  balladę "I'm Your Man". Ciepła dłoń mężczyzny, jej mężczyzny, oplatała ją w talii. Zatraciła się w tym leniwym tańcu, poddała mu się całkowicie, Tak dawno nie tańczyła.  A przecież taniec zawsze sprawiał jej radość. Uwielbiała to cudowne bujanie w rytmie muzyki. Nogi same odnajdywały właściwy rytm a ona pozwalając się prowadzić tonęła w roziskrzonych, wpatrzonych w nią oczach...

czwartek, 5 maja 2016

Tarta z rabarbarem

Imponująca kępa rabarbaru rośnie w moim ogrodzie. Pamiętam z dzieciństwa danie, które dziwi każdego komu o nim wspominam a ja bardzo je lubiłam. W moim rodzinnym domu, w ciepłe dni,  jadało się kompot z rabarbaru z domowymi kluskami. To był taki rodzaj zupy owocowej, lekkiej i orzeźwiającej. Tak dawno jej nie jadłam. Rabarbarowe wspomnienia przywołał post na kulinarnym blogu http://kuchennewariacje.pl/tarta-rabarbarowa/
Wypróbowałam przepis. Tarta w moim wykonaniu jest taka wizualnie zwyczajna. Nie przyłożyłam się zbytnio do ubrania jej  w elegancki garniturek w kratkę. Ale smak...mmmm. Wyjątkowy smak rabarbaru podkreślony delikatną nutą goryczy pomarańczowej skórki. Poezja po prostu! Brązowy cukier zastąpiłam białym z powodu braku w kuchni tego pierwszego. Dotąd specjalnie nie gustowałam w tartach...Dzisiaj rozsmakowałam się w tarcie rabarbarowej. Prosta  w przygotowaniu i niezbyt pracochłonna. No i ten smak!!! Poezja! Dziękuję "Kuchennym Wariacjom"...

niedziela, 1 maja 2016

Czy w święto pracy wypada gotować obiad?

Fot. Berenika
Zdecydowanie nie wypada. Gdyby jednak okazało się, że ani rodzina, ani  żołądek nie uznają takich  świąt to jako koło ratunkowe można pokusić się o klopsiki w pomidorowo-warzywnym sosie z kaszą gryczaną. Może nie jest to super szybkie danie, za to bardzo smaczne. Zatem do rzeczy:
1/ ugotować kaszę gryczaną, garnek zawinąć w ścierkę, opatulić ciepłym kocem i pozwolić się kaszy trochę powygrzewać by stała się cudnie sypka; chyba że idziemy na totalną łatwiznę i wybieramy kaszę w woreczkach do gotowania wtedy przyrządzamy ją w ostatniej chwili, gdy już klopsiki i sos są gotowe;
2/ warzywa, np. marchewkę, pietruszkę, ziemniak kroimy w talarki lub inne ulubione kształty, gotujemy tak żeby były jeszcze lekko twarde...
3/ mięso mielone przyrządzamy tak jak na mielone kotlety, każdy ma swój ulubiony i sprawdzony sposób przyprawiania, dosmakowywania mięsa. Ja używam drobno posiekanej cebulki zeszklonej na oleju i przyprawy do grila. Kiedyś Monika podsunęła mi taki pomysł. Wypróbowałam i przyznaję - rewelacja! Z mięsa wyrabiamy kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczamy w bułce tartej i wrzucamy na wrzącą wodę. Gotujemy kilka minut, pamiętając o mieszaniu żeby nam kulki nie przywarły do garnka;
4/ przygotowujemy sos pomidorowy, dzisiaj, z racji święta pracy, wybrałam drogę na skróty i wykorzystałam gotowy sos pomidorowy z Winiar, nawiasem mówiąc całkiem niezły;
5/ klopsiki układamy w naczyniu żaroodpornym, sos łączymy z warzywami i zalewamy nim klopsiki;
6/ wstawiamy do piekarnika na kilka minut i...zasiadamy do świątecznego obiadu...! Nie zapominając o podaniu kaszy, wygrzewającej się pod kocykiem!