Łączna liczba wyświetleń

sobota, 23 kwietnia 2016

Caprese i tęsknota za...

Fot. Berenika
Odkąd pamiętam zawsze marzyłam o podróżach...od krótkich wypadów zaczynając na długich wojażach kończąc. Jest jeszcze mnóstwo takich miejsc, w których chciałabym być. Na przykład nadal marzę, że kiedyś pojadę do Włoch. Najbardziej nęci mnie Toskania, z różnorodnością smaków, malowniczymi pejzażami i winem chianti. W miniony czwartek miałam przyjemność prowadzić literacko-kulinarne wydarzenie, w którym kilku mężczyzn przyrządzało dania inspirowane literaturą. Arancini czyli ryżowe kule faszerowane szynką i serem mozzarella, podobne do tych, jakimi zajadał się komisarz Montalbano w książce Camillerego Pomarańczki komisarza Montalbano, przyrządzał Sycylijczyk. Nie mogło być inaczej bo danie jest charakterystyczne właśnie dla tego regionu Włoch. To spotkanie sprawiło, że marzenia zakopane gdzieś na dnie świadomości odżyły...I pewnie dlatego przyrządziłam na kolację sałatkę caprese...Ta bardzo prosta i popularna przekąska z plastrów sera mozzarella i pomidorów, ułożonych naprzemiennie, z dodatkiem bazylii, świeżo mielonego pieprzu i oliwy, sprawiła, że na czas posiłku przeniosłam się w inne miejsce...do Włoch właśnie...

piątek, 22 kwietnia 2016

Telefon zamilkł...

Minął tydzień od chwili gdy odszedłeś...Przeraża mnie myśl, że już nigdy nie usłyszę Twojego głosu w słuchawce telefonu i radosnego  "dzień dobry" ...nie zobaczę twarzy, uśmiechniętej na mój widok...nie napiję się z Tobą kawy...nie popełnimy już razem żadnego tekstu do regionalnej gazety... To wielka strata. W moim sercu zagościł smutek. Jednocześnie jestem wdzięczna losowi, że postawił Ciebie, Przyjacielu,  na mojej drodze. Tyle się od Ciebie nauczyłam...Dziękuję!

piątek, 1 kwietnia 2016

Cena dumy, prima aprilis i biała czapka

Jechałam szybko. Akurat dzisiaj nie dlatego, że lubię, chociaż faktem jest, że uwielbiam szybką jazdę ale tym razem po prostu się spieszyłam więc nie oszczędzałam  pedału gazu. Ktoś wcześniej zaoferował się, że mnie podrzuci więc grzecznie czekałam na umówioną godzinę 9.00, z której zrobiła się 9.20...a moje zdenerwowanie rosło z każdą minutą bo o 10.00 miałam być 30 km dalej...Gdy o 9.25 odebrałam telefon z niewinnym zapytaniem czy już jestem gotowa, zawrzałam...a z ust popłynął komunikat: "pojadę sama"... Wściekła wsiadłam do auta i wcisnęłam pedał gazu! Nie zauważyłam radiowozu, ukrytego w leśnym gąszczu...wyprzedziłam wlokącą się przede mną furgonetkę...i usłyszałam policyjne syreny za plecami...Młody człowiek w białej czapce nie miał ani poczucia humoru, ani tym bardziej nie wykazał zrozumienia dla mojej ważnej misji. Za kilka minut miałam znaleźć się w radiowym studiu... Kontrola trwała pół godziny, łącznie z badaniem stanu trzeźwości, sprawdzaniem dokumentów, oględzinami auta..."Pan Sytuacji" nigdzie się nie śpieszył... Pełen profesjonalizm, można by rzec! Skąd zatem ten niesmak we mnie i dziwne wrażenie, że... Wreszcie przykładnie ukaraną puszczono mnie wolno! Moje życzenia "miłego dnia" potraktowano milczeniem!