Kompot z rabarbaru pamiętam z dzieciństwa. Schłodzony, gasił pragnienie w upalne dni. Potem na długo został zapomniany...pewnie z lenistwa i wygody...bo przecież sklepowe półki aż uginają się od napojów najróżniejszych... Olbrzymie liście rabarbaru spełniały rolę wachlarza...Dziecięca wyobraźnia znajdowała zastosowanie dla każdej niemal, wydawać by się mogło, zbędnej rzeczy. Dzisiaj taki kompot - wspomnienie dzieciństwa - ugotowałam. W trakcie odpłynęłam łodzią myśli do beztroskich lat dziecinnych i...kawałki rabarbaru mi się rozgotowały. Pamiętam, że moja Mama zawsze pilnowała żeby do tego nie dopuścić, denerwowała się gdy stało się inaczej. Jej napój był zawsze klarowny i tylko na dnie garnka pozostawały kawałki rabarbaru, które uwielbiałam wyjadać. Przez nieuwagę przygotowałam napój delikatnie mętny z pływającymi rabarbarowymi "nitkami", za to lekko kwaskowy i cudownie orzeźwiający. Schłodzony smakuje wprost wybornie. Gdyby do smaku dołożyć jeszcze wiedzę na temat właściwości zdrowotnych rabarbaru, zapewne zagościłby ponownie na naszych stołach. Oczyszcza z toksyn, łagodzi stres...100 gram i tylko 9ckal!
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Pyszotka
OdpowiedzUsuń