Fot. Daniel |
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
sobota, 22 grudnia 2018
Ogrody anielskie...
piątek, 28 września 2018
Wampiry są wśród nas
Rys. Karo_Lina |
niedziela, 23 września 2018
Kto powiedział, że ketchup musi być pomidorowy?
Fot. B.C. |
Przepis dostałam od pani Joli. Trochę go zmodyfikowałam i ...kilka słoiczków cukiniowego ketchupu zasiliło zasoby domowej spiżarni.
niedziela, 5 sierpnia 2018
Jabłoń jak...członek rodziny
Fot: Patryk |
Wtedy, traktowanie drzewa jak członka rodziny uznałam za przejaw Krzysiowego dziwactwa. Do czasu...
niedziela, 29 kwietnia 2018
Pokrzywowe pesto mniam!
Fot. B.C. |
środa, 4 kwietnia 2018
Dzwonek do drzwi. Historii z czerwonymi butami w tle odcinek siódmy
Justyna! Co się stało? Wchodź, proszę. Lepiej nie mogłaś trafić. Właśnie nakryłam do stołu. Czeka nas prawdziwa uczta. Zupa krem z buraków. Lubisz? - Na widok zapłakanej Justyny, słowotok popłynął z ust Kamili. Metoda odwracania uwagi od problemów była sprawdzonym sposobem na tamowanie łez. Mieszkanie Kamili było najlepszym gabinetem terapeutycznym w mieście a ona najlepszą terapeutką, mimo że terapeutką nigdy nie była i nie zamierzała być. Kamila miała coś takiego w sobie, że ludzie otwierali się przed nią i powierzali jej największe tajemnice. Wiedzieli o tym chyba wszyscy bliżsi i dalsi jej znajomi. Z zawodu i z zamiłowania Kamila była dziennikarką, aktualnie wolnym strzelcem. Pisywała teksty do kilku magazynów jednocześnie. Nigdy nie zajmowała się psychoterapią, chociaż psychologią interesowała się od zawsze. Za to, jak nikt inny, potrafiła słuchać. Nie wymądrzała się, nie udzielała światłych rad, tylko po prostu słuchała tego co aktualnie nieszczęśliwy "ktoś" miał do powiedzenia. I, o dziwo, często zanim monolog dobiegł końca, tragedia stawała się jakby mniejsza.
poniedziałek, 26 marca 2018
Życzliwość wpleciona w wielkanocną palmę
Każdy ma takie miejsce na ziemi, do którego chętnie wraca. My mamy takich kilka. Jednym z nich jest Bogucin, mała miejscowość w gminie Garbów. Za każdym razem gdy na horyzoncie pojawia się napis drogowy "Bogucin" mamy wrażenie jakby otulał nas płaszcz życzliwości, serdeczności i otwartości. Mieszkają tu ludzie, w towarzystwie których tracimy poczucie czasu. Słoneczne popołudnie palmowej niedzieli kusi żeby spędzić trochę czasu w dobrym towarzystwie. Decyzję podejmujemy błyskawicznie. Jedziemy do Bogucina.
No i jak zwykle nasz pobyt przeciąga się do późnych godzin nocnych. Do tego jeszcze pani Hala obdarowuje nas wyjątkowym prezentem - przecudnej urody palmą, w narodowych barwach, własnoręcznie wykonaną. Cudo! Nie mogę od niej oderwać wzroku...
No i jak zwykle nasz pobyt przeciąga się do późnych godzin nocnych. Do tego jeszcze pani Hala obdarowuje nas wyjątkowym prezentem - przecudnej urody palmą, w narodowych barwach, własnoręcznie wykonaną. Cudo! Nie mogę od niej oderwać wzroku...
wtorek, 20 marca 2018
Pieczone buraki. Historii z czerwonymi butami w tle odcinek szósty
Fot. B.C. |
poniedziałek, 12 marca 2018
Parzybroda czyli powrót do smaków dzieciństwa
Fot. B.C. |
Do domu wracamy zaopatrzeni w przepis, taki na oko. Oto on:
- 5-6 ziemniaków ugotować w lekko osolonej wodzie
- 1/2 główki kapusty, poszatkować i ugotować. Jadwiga przyrządza parzybrodę zazwyczaj przy okazji przygotowywania gołąbków bo wtedy zostaje jej trochę liści kapusty
- cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć na maśle, doprawić mieloną papryką i majerankiem
- boczek pokroić i wysmażyć chrupiące skwareczki
- przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, vegeta, ewentualnie inne według własnych upodobań
Okołokawiarniane perypetie czyli historii z czerwonymi butami w tle odcinek piąty
Wystarczyło kilka chwil żeby sytuacja w kawiarni wróciła do normy. Kelner błyskawicznie posprzątał potłuczone szkło i wymienił nakrycia, zacierając ślady zamieszania. Justyna wytłumaczyła zaistniałą sytuację i zaproponowała, że pokryje straty. W odpowiedzi otrzymała paczuszkę ze słodkościami z dedykacją szybkiego powrotu do zdrowia dla Kamili. Justyna opuszczała kawiarnię pełna niepokoju o dziewczynę, którą przypadek postawił na jej drodze. Miała nadzieję, że Piotr szybko się odezwie. Jakby na zawołanie w torebce zadźwięczała jej komórka.
- Gdzie Ty jesteś do cholery! Godzinę temu miałaś być w domu. Obiadu jak zwykle nie ma. Czy Ty choć raz nie mogłabyś zachować się jak żona? Usłyszała wściekły syk swojego męża. Aż się wzdrygnęła. Nie było sensu się tłumaczyć. Kacper zawsze miał swoje własne wytłumaczenie jej spóźnienia, braku obiadu na czas czy nie dość dobrze zaopatrzonej lodówki. Jego zdaniem to zawsze była złośliwość i chęć zrobienia jemu, Kacprowi, na złość. A on przecież wypruwał sobie żyły dla niej.
- Gdzie Ty jesteś do cholery! Godzinę temu miałaś być w domu. Obiadu jak zwykle nie ma. Czy Ty choć raz nie mogłabyś zachować się jak żona? Usłyszała wściekły syk swojego męża. Aż się wzdrygnęła. Nie było sensu się tłumaczyć. Kacper zawsze miał swoje własne wytłumaczenie jej spóźnienia, braku obiadu na czas czy nie dość dobrze zaopatrzonej lodówki. Jego zdaniem to zawsze była złośliwość i chęć zrobienia jemu, Kacprowi, na złość. A on przecież wypruwał sobie żyły dla niej.
poniedziałek, 5 marca 2018
Ze szpitala na golonkę. Historii z czerwonymi butami w tle odcinek czwarty.
Wreszcie dwoje przypadkowych, ni to znajomych, ni nieznajomych, dotarło na Plac Katedralny. Ukochane volvo Piotra stało na swoim miejscu. Pilot otworzył im drzwi, a on pomógł Kamili usadowić się wygodnie na tylnej kanapie. Już zapinał pasy gdy zabrzęczała komórka. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Przemek. Ciągle wściekły na przyjaciela odruchowo odebrał. Usłyszał jego roześmiany głos.
- Piter, gdzie Ty się podziewasz? Dokąd cię zaniosły moje ulubione półbuty?
- Nie mam czasu na pogawędki. Jadę do szpitala z kobietą, którą uszkodziłem przez te twoje durne buty! - uciął rozmowę Piotr. Przemek od razu zmienił ton.
- Jedź na SOR do szpitala przy al. Kraśnickiej. Moja nowa dziewczyna ma dzisiaj dyżur. Już do niej dzwonię. Zajmie się wami. Pytaj o doktor Dorotę Grad.
- Dzięki Przemo!
- Piter, gdzie Ty się podziewasz? Dokąd cię zaniosły moje ulubione półbuty?
- Nie mam czasu na pogawędki. Jadę do szpitala z kobietą, którą uszkodziłem przez te twoje durne buty! - uciął rozmowę Piotr. Przemek od razu zmienił ton.
- Jedź na SOR do szpitala przy al. Kraśnickiej. Moja nowa dziewczyna ma dzisiaj dyżur. Już do niej dzwonię. Zajmie się wami. Pytaj o doktor Dorotę Grad.
- Dzięki Przemo!
sobota, 3 marca 2018
Dzień pisarza. Próbki (chyba literackie)
Charakterystyczny gwizd komórki, oznajmiający nadejście smsa zadziałał jak budzik. Jego treść również. Przyjaciel napisał: "czy wiesz, że dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Pisarza? Wstawaj, napisz coś i świętuj!". Aga zadumała się przez chwilę nad treścią wiadomości...Pisarka ze mnie żadna - pomyślała, ale... napisać w tym dniu coś mogę. Tym bardziej, że jest sobota. Dzień, teoretycznie wolny od pracy. Tej zawodowej, prace domowe miały w nosie wolny dzień i domagały się ich wykonania właśnie dzisiaj. Przeciągnęła się leniwie a potem jakby dostała energetycznego kopa wyskoczyła z łóżka. W kuchni znalazła przygotowaną przez Mamę owsiankę. W sam raz na śniadanie. Automatycznie odfajkowywała niezbędne czynności, jedno pranie wyciągnęła z pralki i rozwiesiła na strychu, drugie włożyła do pralki, po czym jak zawodowa czarownica odpaliła turbo miotłę żeby przepędzić pająki i rozprawić się z kotkami kurzu. ...Wtem do jej uszu doleciało charakterystyczne bim bam...Dzwonek u drzwi wdarł się w sobotni rytm. Pobiegła otworzyć. Za drzwiami stał uśmiechnięty Jan. A ona w wyciągniętym dresie, nieumalowana, z włosami w nieładzie...
- Przyjechałem zamocować Ci umywalkę w łazience bo boję się, że któregoś dnia spadnie Ci na stopy.
- Wejdź, proszę. Mocno zaskoczona Aga otworzyła szerzej drzwi wpuszczając gościa do wnętrza domu. Napijesz się kawy? - zapytała prowadząc go do kuchni. Taki był układ mieszkania. Kuchnia była jego sercem. Nie sposób było wejść do domu nie wstępując do kuchni. Może trochę to dziwne ale w jej domu tak było i już.
- Marze o kawie - odpowiedział i wręczył jej paczuszkę. Poczuła delikatną nutę przypraw korzennych .
- Piernik - ni to zapytała, ni stwierdziła Aga. Nie mów, że sam upiekłeś? - dodała
- Sam, i owszem, ale kupiłem. Jan roześmiał się serdecznie.
- Przyjechałem zamocować Ci umywalkę w łazience bo boję się, że któregoś dnia spadnie Ci na stopy.
- Wejdź, proszę. Mocno zaskoczona Aga otworzyła szerzej drzwi wpuszczając gościa do wnętrza domu. Napijesz się kawy? - zapytała prowadząc go do kuchni. Taki był układ mieszkania. Kuchnia była jego sercem. Nie sposób było wejść do domu nie wstępując do kuchni. Może trochę to dziwne ale w jej domu tak było i już.
- Marze o kawie - odpowiedział i wręczył jej paczuszkę. Poczuła delikatną nutę przypraw korzennych .
- Piernik - ni to zapytała, ni stwierdziła Aga. Nie mów, że sam upiekłeś? - dodała
- Sam, i owszem, ale kupiłem. Jan roześmiał się serdecznie.
niedziela, 25 lutego 2018
Przypadki Kamili. Historii z czerwonymi butami w tle odsłona trzecia
Kamila wierzyła, że w życiu nie ma przypadków. Jeżeli coś się zdarza to nie dzieje się to bez powodu. Nawet jeżeli w danej chwili trudno doszukać się głębszego sensu to wcale nie znaczy, że on nie istnieje. Myśl o kawie w ulubionej caffee w towarzystwie dwojga nieznajomych była nader kusząca. W końcu należało jej się jakieś zadośćuczynienie za tego loda, porzuconego na deptaku. Może kawa podziała też kojąco na ramię, w którym czuła coraz bardziej rwący ból. Justyna myślała podobnie. Na jej ulubionej torebce, mimo zabiegów, pozostała plama. Szkoda. To była najlepsza torebka, jaką miała, w dodatku obrzydliwie droga. Ale była tak śliczna i tak oryginalna, że gdy Justyna ją wypatrzyła na wystawie sklepowej, nie mogła się oprzeć. Wydała fortunę żeby tylko ją mieć. Niestety nie nacieszyła się nią długo bo jakaś oferma obrzuciła ją lodami. Ech...z drugiej strony, to przecież, tylko torebka...
wtorek, 20 lutego 2018
Czerwone półbuty i jedwabna chusteczka. Odsłona druga
sobota, 17 lutego 2018
Jedwabna chusteczka. Historii z czerwonymi butami w tle odsłona pierwsza
Kamila szła niespiesznie lubelskim deptakiem, rozglądała się i uśmiechała do przechodniów. Lubiła takie chwile. Traktowała je jak najlepszy eksperyment. Uśmiechała się do obcych ludzi na ulicy i obserwowała ich reakcje. Za każdym razem okazywało się, że ogromna większość ma z tym problem. No bo nie wiadomo jak reagować na kobietę, która szczerzy się do obcych. Czego chce? O co jej może chodzić? Niektórzy, na wszelki wypadek udają, że własne myśli absorbują ich tak bardzo, że nie dostrzegają niczego i nikogo wokół. Inni rozglądają się nerwowo na boki, sprawdzając do kogo ta kobieta się uśmiecha? Do głowy im nie przyjdzie, że właśnie do nich! Pewnie są i tacy co myślą sobie "wariatka jakaś", śmieje się jak "dziad do sera". Na szczęście, w miażdżącej mniejszości, to fakt, ale jednak są - i to jest optymistyczne - tacy co w naturalny sposób na uśmiech odpowiadają uśmiechem. Kamila prowokowała uśmiechem. Zmuszała ludzi żeby na nią popatrzyli. Uwielbiała przeglądać się w oczach napotkanych ludzi jak w lustrze. Za każdym razem widziała inną siebie. Lustra oczu były tak różne.
sobota, 27 stycznia 2018
Pomiędzy dobrem a podłością
Sobotni wieczór, ciepło domu, kubek rozgrzewającej herbaty z imbirem, pigwą, goździkami, plastrem pomarańczy i sokiem malinowym, do tego książka ulubionej ostatnio autorki. A w perspektywie niedziela i tak bardzo upragnione "nic nie muszę". Powoli pozbywam się napięć minionego tygodnia, uspokajam się i wyciszam. Dobrze mi tak...Patrzę na projekt kuchni, wykonany fachową ręką mojej Pani Inżynier, speca od projektowania mebli. Zamykam oczy i wyobrażam sobie niedzielne śniadanko w takiej kuchni, widnej, z jasnymi meblami i piecem kaflowym, na którego wyburzenie się nie zgodziłam. Ten piec to taki symboliczny łącznik pomiędzy tym co było a tym co jest teraz. Strażnik ciągłości...trwania... Dobrze jest się otulić domem, schować w nim przed światem. Świat jednak nie daje się tak łatwo odstawić na boczny tor. Zaglądam na stronę przyjaciół z jednej z podlubelskich wsi. Darzę to miejsce wielkim sentymentem bo jeszcze do niedawna była to wieś, w której mieszkańcy potrafili zgodnie, ramię w ramię razem ubarwiać wspólną rzeczywistość. Coś się jednak stało niedobrego, coś się popsuło....Bezinteresowność, pasja społecznikowska, chęć działania dla dobra wspólnego, pragnienie pokazania innym tego ich małego skrawka świata jako ciekawego miejsca, opisywanie, dokumentowanie, utrwalanie przeszłości przed zapomnieniem - tak bardzo komuś się nie spodobały, że postanowił tę lokalną inicjatywę w postaci strony internetowej zrównać z ziemią. Tak sobie myślę, jak bardzo trzeba być emocjonalnie ubogim, żeby całą swoją ponadprzeciętną inteligencję, wiedzę i umiejętności zamieniać w trujący jad, wytwarzany przeciwko grupie ludzi, którzy oddają serce swojej miejscowości bo zwyczajnie, tak po ludzku kochają to miejsce. Dobro jest zbyt delikatne, zbyt szlachetne żeby mogło stawać do walki wręcz z podłością. W końcu jednak i tak zwycięży! A podłość będzie musiała, z podkulonym ogonem i brzemieniem wstydu, uciekać tam gdzie pieprz rośnie. Wierzę w to z całej siły!
czwartek, 18 stycznia 2018
Co z tego, że brzydki?
Fot. B.C. |
- Eustachy Rylski, czytała pani? - Hmmm, raczej nie. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i... pobiegłam do biblioteki w poszukiwaniu czegokolwiek. Na półce stały "Człowiek w cieniu" i "Wyspa". Chyba nie były zbytnio rozchwytywane. Wypożyczyłam obie. Mimo, że zdjęcie autora na okładce nie zachęcało. No cóż, wstydzę się, ale wtedy pomyślałam sobie "Rylski, ależ Ty brzydki jesteś ". Ale co tam, przecież chciałam przeczytać co autor napisał a nie go oglądać. Przeczytałam i... zachwyciłam się. Przeczytałam...to niedobre określenie. Ja się delektowałam lekturą, smakowałam każde słowo...Z tak piękną polszczyzną już dawno nie miałam do czynienia. Potem jeszcze zdarzyło mi się, zdaje się, na Targach Książki, z bliska zobaczyć pisarza, w którym pomimo "nienachalnej urody" zakochałam się od pierwszego przeczytanego zdania...No cóż, moje wrażenia po konfrontacji zdjęcia z rzeczywistością, potwierdziły się, wręcz przybrały na sile. Ale co tam! Uroda jest tylko przyjemnym ale mało istotnym dodatkiem. To co istotne kryje się zupełnie gdzie indziej. Rylski to nie jest pisarz, który wysypuje książki z rękawa. Pisze mało ale za to jak pisze! Gdzieś po drodze wśród moich lektur znalazł się "Warunek" i "Po śniadaniu" a ostatnio "Obok Julii". "Po śniadaniu" to zbiór opowiadań, perełek wśród krótkich literackich form. Nie lubię opowiadań z tej prostej przyczyny, że zbyt szybko się kończą, jednak do tego niewielkiego objętościowo zbioru, wracałam kilkakrotnie, pomimo tej mojej urojonej niechęci. Eustachy, ciekawe jak się zdrabnia to imię? Żart. Nie ma takiej potrzeby. Już nie ma. Poczucie piękna a zwłaszcza ocena męskiej urody chyba z wiekiem się zmienia a może to pan Rylski z wiekiem wyprzystojniał? Dzisiaj gdy oglądam go na wizji widzę o wiele, wiele więcej niż tylko powierzchowność...stwierdzam, że to naprawdę mądry facet, któremu - jak sam mówi - najlepiej wychodzi pisanie. Uroda nie ma z tym nic wspólnego. Gdybym dzisiaj po raz pierwszy zobaczyła zdjęcie autora, pomyślałabym raczej "Rylski, ależ ty jesteś interesujący".
Ps. Dziękuję, Panie Władku, za to, że wiele lat temu zaraził mnie pan "Rylskim" a pana drogi Autorze przepraszam, że początkowo nie dostrzegłam oryginalności rysów twarzy.
poniedziałek, 1 stycznia 2018
2017 i przyszywana córka
2017 - przypadkowa kombinacja cyfr 2, 0, 1, 7 czy ważna data, pod którą kryje się COŚ? Cokolwiek by to nie było i jakby to nie nazwać zapamiętam to na długo z kilku powodów. Oto niektóre z nich.
Powód nr 1
Mam za sobą debiut, literacki, zbiorowy - to fakt, ale jednak debiut! Niejako przy okazji dostałam w prezencie coś czego nie da się przedstawić w żadnej ze znanych mi jednostek miar. Cóż to takiego? To szczególny rodzaj bliskości i zażyłości, to delikatna jeszcze nitka przyjaźni, to porozumienie, zrozumienie i pragnienie żeby sięgać wyżej - tam gdzie dotąd nie miało się odwagi zapuścić...
Na kiermaszu przedświątecznym widziałam świecące kolorowym światłem zabawki. Sprzedawca mówił, że są to miecze mocy. Zapatrzyłam się na nie i zamyśliłam nad moim osobistym mieczem mocy. Zderzenie z pisarką Moniką A. Oleksa to było to! Tak - zderzenie. Zwykłym spotkaniem "tego czegoś" z całą pewnością nazwać się nie da. Monika jest jak klucznik, który nosi przy sobie klucze do serc ludzi. Z potężnego pęku bezbłędnie wybiera ten właściwy. Jak ona to robi? Zastanawiam się po raz kolejny... Z odmętów zamyślenia wyrywa mnie zniecierpliwiony głos sprzedawcy.
- To ile mieczy zapakować?
- Dziękuję, odpowiedziałam zawstydzona, odłożyłam najładniejszy, błękitny miecz mocy i odeszłam odprowadzana niechętnym wzrokiem człowieka, którego właśnie pozbawiłam zarobku.
Powód nr 2
Córka, która tak naprawdę nie jest moją córką. Jak to możliwe? Jestem szczęściarą mam dwie córki. Tę prawdziwą, moją, kochaną, cudowną i tę wprawdzie nie moją, ale bliską mojemu sercu, którą traktuję jak moją własną, młodszą córkę. Obie, to śliczne, młode kobiety o nadzwyczaj dojrzałym spojrzeniu na świat. Patrzę na nie i nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że są.
Ale jest to fakt podobnie jak to, że właśnie minął 2017 rok. Powodów, dla których to był wyjątkowy rok jest jeszcze kilka ale jeszcze nie dojrzałam do tego żeby wszystkie wyjawić...
Konkluzja
Wielkie odliczanie, wystrzały korków od szampana i fajerwerki już za nami. Teraz już można zaczynać wszystko od początku. Planować, postanawiać, układać...żyć! Czerpać pełnymi garściami z oferty świata i niejako w rewanżu obdarowywać świat sobą - tą jedyną, niepowtarzalną, unikatową cząstką wszechświata.
Powód nr 1
Mam za sobą debiut, literacki, zbiorowy - to fakt, ale jednak debiut! Niejako przy okazji dostałam w prezencie coś czego nie da się przedstawić w żadnej ze znanych mi jednostek miar. Cóż to takiego? To szczególny rodzaj bliskości i zażyłości, to delikatna jeszcze nitka przyjaźni, to porozumienie, zrozumienie i pragnienie żeby sięgać wyżej - tam gdzie dotąd nie miało się odwagi zapuścić...
Na kiermaszu przedświątecznym widziałam świecące kolorowym światłem zabawki. Sprzedawca mówił, że są to miecze mocy. Zapatrzyłam się na nie i zamyśliłam nad moim osobistym mieczem mocy. Zderzenie z pisarką Moniką A. Oleksa to było to! Tak - zderzenie. Zwykłym spotkaniem "tego czegoś" z całą pewnością nazwać się nie da. Monika jest jak klucznik, który nosi przy sobie klucze do serc ludzi. Z potężnego pęku bezbłędnie wybiera ten właściwy. Jak ona to robi? Zastanawiam się po raz kolejny... Z odmętów zamyślenia wyrywa mnie zniecierpliwiony głos sprzedawcy.
- To ile mieczy zapakować?
- Dziękuję, odpowiedziałam zawstydzona, odłożyłam najładniejszy, błękitny miecz mocy i odeszłam odprowadzana niechętnym wzrokiem człowieka, którego właśnie pozbawiłam zarobku.
Powód nr 2
Córka, która tak naprawdę nie jest moją córką. Jak to możliwe? Jestem szczęściarą mam dwie córki. Tę prawdziwą, moją, kochaną, cudowną i tę wprawdzie nie moją, ale bliską mojemu sercu, którą traktuję jak moją własną, młodszą córkę. Obie, to śliczne, młode kobiety o nadzwyczaj dojrzałym spojrzeniu na świat. Patrzę na nie i nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że są.
Ale jest to fakt podobnie jak to, że właśnie minął 2017 rok. Powodów, dla których to był wyjątkowy rok jest jeszcze kilka ale jeszcze nie dojrzałam do tego żeby wszystkie wyjawić...
Konkluzja
Wielkie odliczanie, wystrzały korków od szampana i fajerwerki już za nami. Teraz już można zaczynać wszystko od początku. Planować, postanawiać, układać...żyć! Czerpać pełnymi garściami z oferty świata i niejako w rewanżu obdarowywać świat sobą - tą jedyną, niepowtarzalną, unikatową cząstką wszechświata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)