Szedł lubelskim deptakiem. Dzień był taki piękny. Słońce testowało wiosennie swoje promienie. Grzech by było wsiadać do auta. Nie miał daleko, postanowił się przespacerować. Potrzebował przewietrzyć głowę. Jakaś kobieta obdarzyła go uroczym uśmiechem aż się rozmarzył, zapominając, że ma na stopach obuwie o dwa numery za duże. Zamyślony nie zauważył wystającej płytki chodnikowej, zaczepił o nią czubkiem buta i...stało się. Zamachał rękoma jak tonący co w desperacji chwyta się brzytwy. Niechybnie byłby rozpłaszczył się jak długi na chodniku. W ostatniej chwili natrafił na czyjąś rękę, która pozwoliła złapać równowagę i uchroniła od upadku. O zgrozo! To była kobieta, która chwilę wcześniej, wymijając go, posłała mu radosny uśmiech. Czuł się okropnie, wytrącił jej z ręki rożek z lodem. Miał tylko nadzieję, że nie uszkodził jej ręki. Pech go nie opuszczał. Wszystko przez te wstrętne czerwone buty. Dziwnym trafem lód poszybował nieskrępowanym lotem wprost na elegancką torebkę, równie eleganckiej kobiety. Sytuacja była nietypowa. Zwykle opanowany Piotr stracił rezon. Stał bezradny pomiędzy dwiema kobietami, w dodatku pięknymi kobietami, patrzył to na jedną, to na drugą, mamrotał słowa przeprosin i zupełnie nie wiedział co ma robić. Czy sprawdzać rękę blondynki? Miała takie elektryzujące spojrzenie i nie była zasuszoną blond pięknością. Takich nie lubił. Sprawiała wrażenie ciepłej i delikatnej istoty. Była ubrana w granatową sukienkę odsłaniającą kolana. Patrzyła na niego tak, że aż robiło mu się gorąco. Czy może powinien ratować torebkę brunetki? Na ogół wolał pełniejsze blondynki ale teraz pospieszył z pomocą wiotkiej niczym trzcina brunetce. Błogosławił w duchu swoje ciut staroświeckie przyzwyczajenia. Zawsze miał przy sobie jedwabną chusteczkę z monogramem w postaci jego własnych inicjałów. Miał ich mnóstwo. Przyjaciele dokuczali mu z tego powodu, kpili i wyśmiewali jego upodobanie do tradycyjnych chusteczek. Ale on nic sobie nie robił z ich docinków. Teraz poczuł coś na kształt triumfu. Uzbrojony w chusteczkę ruszył na ratunek kobiecie z burzą niesfornych, ciemnych loków na głowie. Bał się, że na niego nakrzyczy, zwymyśla i, co nie daj Boże, zdzieli go tą upapraną lodem torebką. Tymczasem ona stała nieruchomo, jakby czekała na rozwój wypadków. Gdy on próbował zlikwidować lodową plamę obie kobiety, ofiary jego obuwniczych testów, parsknęły śmiechem. Zaskoczony, na ułamek sekundy zastygł w bezruchu. Nie wiedział, czy śmieją się z, bądź co bądź, komicznej sytuacji czy może z niego. Błyskawicznie podjął decyzję...
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 20 lutego 2018
Czerwone półbuty i jedwabna chusteczka. Odsłona druga
Szedł lubelskim deptakiem. Dzień był taki piękny. Słońce testowało wiosennie swoje promienie. Grzech by było wsiadać do auta. Nie miał daleko, postanowił się przespacerować. Potrzebował przewietrzyć głowę. Jakaś kobieta obdarzyła go uroczym uśmiechem aż się rozmarzył, zapominając, że ma na stopach obuwie o dwa numery za duże. Zamyślony nie zauważył wystającej płytki chodnikowej, zaczepił o nią czubkiem buta i...stało się. Zamachał rękoma jak tonący co w desperacji chwyta się brzytwy. Niechybnie byłby rozpłaszczył się jak długi na chodniku. W ostatniej chwili natrafił na czyjąś rękę, która pozwoliła złapać równowagę i uchroniła od upadku. O zgrozo! To była kobieta, która chwilę wcześniej, wymijając go, posłała mu radosny uśmiech. Czuł się okropnie, wytrącił jej z ręki rożek z lodem. Miał tylko nadzieję, że nie uszkodził jej ręki. Pech go nie opuszczał. Wszystko przez te wstrętne czerwone buty. Dziwnym trafem lód poszybował nieskrępowanym lotem wprost na elegancką torebkę, równie eleganckiej kobiety. Sytuacja była nietypowa. Zwykle opanowany Piotr stracił rezon. Stał bezradny pomiędzy dwiema kobietami, w dodatku pięknymi kobietami, patrzył to na jedną, to na drugą, mamrotał słowa przeprosin i zupełnie nie wiedział co ma robić. Czy sprawdzać rękę blondynki? Miała takie elektryzujące spojrzenie i nie była zasuszoną blond pięknością. Takich nie lubił. Sprawiała wrażenie ciepłej i delikatnej istoty. Była ubrana w granatową sukienkę odsłaniającą kolana. Patrzyła na niego tak, że aż robiło mu się gorąco. Czy może powinien ratować torebkę brunetki? Na ogół wolał pełniejsze blondynki ale teraz pospieszył z pomocą wiotkiej niczym trzcina brunetce. Błogosławił w duchu swoje ciut staroświeckie przyzwyczajenia. Zawsze miał przy sobie jedwabną chusteczkę z monogramem w postaci jego własnych inicjałów. Miał ich mnóstwo. Przyjaciele dokuczali mu z tego powodu, kpili i wyśmiewali jego upodobanie do tradycyjnych chusteczek. Ale on nic sobie nie robił z ich docinków. Teraz poczuł coś na kształt triumfu. Uzbrojony w chusteczkę ruszył na ratunek kobiecie z burzą niesfornych, ciemnych loków na głowie. Bał się, że na niego nakrzyczy, zwymyśla i, co nie daj Boże, zdzieli go tą upapraną lodem torebką. Tymczasem ona stała nieruchomo, jakby czekała na rozwój wypadków. Gdy on próbował zlikwidować lodową plamę obie kobiety, ofiary jego obuwniczych testów, parsknęły śmiechem. Zaskoczony, na ułamek sekundy zastygł w bezruchu. Nie wiedział, czy śmieją się z, bądź co bądź, komicznej sytuacji czy może z niego. Błyskawicznie podjął decyzję...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
BASIU..Pięknie piszesz...podziwiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Joasiu za miłe słowa. Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuń