Justyna! Co się stało? Wchodź, proszę. Lepiej nie mogłaś trafić. Właśnie nakryłam do stołu. Czeka nas prawdziwa uczta. Zupa krem z buraków. Lubisz? - Na widok zapłakanej Justyny, słowotok popłynął z ust Kamili. Metoda odwracania uwagi od problemów była sprawdzonym sposobem na tamowanie łez. Mieszkanie Kamili było najlepszym gabinetem terapeutycznym w mieście a ona najlepszą terapeutką, mimo że terapeutką nigdy nie była i nie zamierzała być. Kamila miała coś takiego w sobie, że ludzie otwierali się przed nią i powierzali jej największe tajemnice. Wiedzieli o tym chyba wszyscy bliżsi i dalsi jej znajomi. Z zawodu i z zamiłowania Kamila była dziennikarką, aktualnie wolnym strzelcem. Pisywała teksty do kilku magazynów jednocześnie. Nigdy nie zajmowała się psychoterapią, chociaż psychologią interesowała się od zawsze. Za to, jak nikt inny, potrafiła słuchać. Nie wymądrzała się, nie udzielała światłych rad, tylko po prostu słuchała tego co aktualnie nieszczęśliwy "ktoś" miał do powiedzenia. I, o dziwo, często zanim monolog dobiegł końca, tragedia stawała się jakby mniejsza.
Kamila posadziła Justynę przy kuchennym stole, postawiła przed nią talerz parującej zupy krem i miseczki z uprażonymi pestkami dyni i płatkami migdałów. Justyna pochlipywała raz po raz a Kamila opowiadała jej mało znaczące historie o tym jak podczas blendowania buraków zapaćkała kuchnię czerwonymi kleksami, o lekarce, która wyświadczyła jej przysługę wysyłając ją na zwolnienie, o tym jak spała niemal trzy dni bez przerwy...
- Chcesz dokładkę? - zapytała, patrząc jak czerwona zupa znika z talerza Justyny
- Przepraszam, wymamrotała Justyna - Nic nie jadłam od rana.
- To co? Może zaparzę herbatę? Widzę, że przyniosłaś coś dobrego?
- O tak, proszę. Justyna podała Kamili zgrabną paczuszkę. To dla Ciebie. Muffiny od "Vanilla Cafee". Miały ci osłodzić czas rekonwalescencji. Niestety tamte zjadłam. Ale dzisiaj kupiłam świeże. Są na prawdę pyszne i koją nerwy.
- Muffiny antystresowe, hmmm. nie jadłam jeszcze takich - powiedziała Kamila, wgryzając się w czekoladowe ciasto...No to, opowiadaj, kochana, co się dzieje?
Justyna wypiła łyk herbaty, wzięła głęboki oddech, otarła zabłąkaną łzę i ...wyrzuciła z siebie cały smutek, nagromadzony w ciągu ostatnich dni.
- Za kilka dni Wielkanoc, Kacper, mój mąż, oświadczył, że wyjeżdża w Wielki Piątek na tydzień, w interesach. Szlag mnie trafia na te jego interesy. Co jeden to lepszy. Toniemy w długach. Już nie mam siły. W sumie to nawet się cieszę, że go nie będzie. Może chociaż te jedne święta będą normalne. Bez awantur o byle bzdurę. Pojadę do rodziców. Może tam uda mi się pozbierać myśli. No i zobaczę się z dziećmi. Dasz wiarę, że one regularnie odwiedzają dziadków a dom rodzinny omijają szerokim łukiem, tłumacząc się nawałem nauki. Wspólnie z dziadkami stworzyli wspólny front. Niestety mnie nie dopuścili do swoich tajemnic. Jak się o tym dowiedziałam, wściekłam się i bardzo było mi przykro ale udawałam, że jest ok. Podświadomie czułam, ze sama jestem sobie winna. Teraz wiem, że byłam ślepa i głucha z miłości. Męża, kochałam jak wariatka. Pozwalałam się traktować jak własność nie uświadamiając sobie tego. Najczęściej byłam służącą i kucharką. Czasem ozdobą, gdy pan mąż chciał zabłysnąć przed kolegami. Z każdego spóźnienia do domu tłumaczyłam się jakbym była przestępcą. I co gorsza uważałam, że to normalne. Boże, co ja zrobiłam! - Kamila podała Justynie pudełko chusteczek.
- I wiesz co, pewnie bym jeszcze długo żyła w tym niby szczęściu, gdyby nie - tylko się nie śmiej. Ta plama na mojej torebce z twojego loda sprawiła, że opadła zasłona złudzeń! W tej plamie, jak w lustrze, zobaczyłam mizerię mojego życia. Justyna zamilkła, zapatrzona w bliżej nieokreślony punkt za plecami Kamili.
Dziewczyny piły w milczeniu herbatę. Nagle Justyna wyprostowała przygarbione plecy, uniosła dumnie głowę i niczym manifest, z mocą wygłosiła jedno zdanie. - Dość! Nie chcę takiej miłości!
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekam na ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuń