|
Fot. B.C. |
O zaletach zielonego pesto z pokrzywy opowiadała mi kiedyś zaprzyjaźniona fryzjerka Ania. Wtedy z przymrużeniem oka słuchałam jej zachwytów nad walorami smakowymi tej prostej potrawy. W internecie znalazłam mnóstwo najróżniejszych przepisów. Ciągle nie byłam przekonana. Musiałam widocznie dojrzeć do wykorzystania tej wojowniczej rośliny w mojej kuchni. I stało się. Dzisiaj. Zaopatrzona w rękawiczki i miskę wyruszyłam na poszukiwania. Długo nie musiałam szukać. Młode, wojownicze pokrzywy są wszędzie. Nawet przez rękawiczki udało im się potraktować mnie swoją parzącą bronią. Ale co tam, jak to mówią "będę zdrowsza". Zrywałam młode listki z wierzchołków roślin. Dostępne w sieci receptury maksymalnie uprościłam, dopasowując do moich upodobań i aktualnej zawartości spiżarni. Liście płukałam kilkakrotnie w zimnej wodze. Następnie przelałam wrzątkiem żeby zneutralizować parzące właściwości. Po tym zabiegu z dość sporej miski liści została zaledwie garść mieszcząca się w dłoniach.
Po kolei wykonałam następujące czynności:
- kilka ząbków czosnku pokroiłam w paski i podsmażyłam na oleju z oliwek
- dodałam pokrzywę i natkę pietruszki zerwaną z "doniczkowego" ogródka na parapecie okna w kuchni
- wszystko razem dusiłam 2 minutki pod przykryciem, po czym dodałam przyprawy: sól, pieprz i ostrą paprykę, przywiezioną z podróży do Budapesztu, i jeszcze chwilę trzymałam na małym ogniu, co chwila mieszając. Papryka chyba jednak nie była zbyt ostra bo wsypałam jej całkiem sporo. Cóż, po węgiersku jeszcze nie umiem czytać.
- do pojemnika blendera wsypałam 2 łyżki pestek słonecznika, 2 łyżeczki koperku, znalezionego w zamrażarce, wlałam jeszcze trochę oliwy ( w sumie użyłam 1/4 szklanki oliwy z oliwek)
- wszystko razem zblendowałam na gładką masę. Na koniec jeszcze dodałam trochę pieprzu i papryki bo wydawało mi się zbyt delikatne w smaku. Dobrze byłoby dodać odrobinę soku z cytryny. Ja nie dodałam bo w tym momencie cytryny w kuchni nie znalazłam.
Powstało dwa niewielkie słoiczki pesto. Pierwszej degustacji dokonali domownicy. Przygotowałam mini kanapeczki z chleba razowego, posmarowane pesto i posypane ziarnami słonecznika. Nie ukrywam, że sama jestem zaskoczona efektem smakowym. Z nie małym zdziwieniem też przyjęłam werdykt rodziny, która smak pokrzywowego pesto skwitowała krótkim stwierdzeniem "niezłe!". Syn dodatkowo zażądał spaghetti. I słusznie, w końcu pesto to włoski smak, podobnie jak i spaghetti. To nic, że Włosi przyrządzają zielone pesto z bazylii...Poczytałam też co nieco o właściwościach zdrowotnych pokrzywy. Chwast a tyle dobrego może zdziałać:
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/pokrzywa-wlasciwosci-lecznicze-i-prozdrowotne-pokrzywy_34065.html. Napar powstały ze sparzania zerwanych listków wykorzystałam jako płukankę na włosy. Potem cały dzień pachniałam pokrzywową łąką. Postanowiłam też wykorzystać dostępność cennego składnika jakim są pokrzywy i przygotować więcej zielonego pesto. Jest naprawdę pyszne i można je przechowywać w lodówce.
O Cudownie :) <3
OdpowiedzUsuńBasiu, ni słyszałam o takim pesto, lecz z przyjemnością zrobię.
OdpowiedzUsuń