Wystarczyło kilka chwil żeby sytuacja w kawiarni wróciła do normy. Kelner błyskawicznie posprzątał potłuczone szkło i wymienił nakrycia, zacierając ślady zamieszania. Justyna wytłumaczyła zaistniałą sytuację i zaproponowała, że pokryje straty. W odpowiedzi otrzymała paczuszkę ze słodkościami z dedykacją szybkiego powrotu do zdrowia dla Kamili. Justyna opuszczała kawiarnię pełna niepokoju o dziewczynę, którą przypadek postawił na jej drodze. Miała nadzieję, że Piotr szybko się odezwie. Jakby na zawołanie w torebce zadźwięczała jej komórka.
- Gdzie Ty jesteś do cholery! Godzinę temu miałaś być w domu. Obiadu jak zwykle nie ma. Czy Ty choć raz nie mogłabyś zachować się jak żona? Usłyszała wściekły syk swojego męża. Aż się wzdrygnęła. Nie było sensu się tłumaczyć. Kacper zawsze miał swoje własne wytłumaczenie jej spóźnienia, braku obiadu na czas czy nie dość dobrze zaopatrzonej lodówki. Jego zdaniem to zawsze była złośliwość i chęć zrobienia jemu, Kacprowi, na złość. A on przecież wypruwał sobie żyły dla niej.
No cóż. Prawda była taka, że to ona, jako ta niewdzięczna żona, od dawna utrzymywała ich wspólny dom. Kolejne, złote interesy Kacpra, skutkowały długami, które spłacać musiała ona. Po ostatniej akcji z inwestycją w pensjonat, którego zakup, zdaniem Kacpra, miał być przysłowiową kurą znoszącą złote jaja, w Justynie coś pękło. Pensjonat okazał się ruiną nadającą się jedynie do rozbiórki, a wspólnik i jednocześnie inwestor strategiczny, jak go nazywał Kacper, wycofał się w ostatniej chwili. Trzeba było być kompletnym idiotą żeby pchać się w coś takiego. Wspólnik Kacpra idiotą nie był. Czego o swoim mężu Justyna powiedzieć nie mogła. Znowu została obarczona kolejnym długiem do spłacania przez wiele lat. Dziwne, ale ta plama na jej ukochanej torebce, która była jedynym przejawem luksusu na jaki Justyna pozwoliła sobie odkąd związała się z Kacprem, uświadomiła jej coś bardzo ważnego. Bezwarunkowa miłość jaką obdarzyła przed laty ciemnookiego chłopaka, który urzekał spontanicznością i fantazją, nagle przestała być bezwarunkowa. A i ów chłopak, nie był już tym czarującym, młodym mężczyzną. Niezauważalnie dla niej zmienił się w złośliwego typa, z którym ciężko było wytrzymać. Ta jedna głupia lodowa plama sprawiła, ze coś w niej pękło. Justyna była już zmęczona i nieoczekiwanie dla samej siebie przestała wierzyć w splot niekorzystnych okoliczności i złą wolę osób, z którymi Kacper robił interesy. Uświadomiła sobie, że weszła w spółkę, dumnie zwaną małżeństwem, z leniem, cwaniakiem i kombinatorem. Włożyła w ten biznes wszystko co miała i została z niczym. Chociaż nie! Zostały jej długi do spłacania, zrujnowane poczucie własnej wartości i 15 lat w plecy. Szła ulicą, kierując się w stronę domu, który już od dawna nie był domem. Czuła, że od nadmiaru myśli pęka jej głowa. Komórka znowu zadźwięczała. Nie zamierzała jej odbierać. Zdąży jeszcze nasłuchać się wyrzutów i pretensji, że to wszystko przez nią, że przez nią nic mu się nie udaje, i że gdyby nie ona jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Znała tę śpiewkę na pamięć. Przez lata zbudowała wokół siebie pancerz ochronny. Dzięki niemu słowa nie raniły tak bardzo. Ale telefon dzwonił i dzwonił... Spojrzała na wyświetlacz i natychmiast odebrała połączenie.
- Halo! Piotr? - Co z Kamilą?
- Na szczęście nic strasznego. Dostała tydzień zwolnienia żeby ręka odpoczęła. Odwiozłem ją do domu. Podałem jej twój numer telefonu bo mnie o to prosiła. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
- Nie, skąd. Dobrze zrobiłeś. Ja też chciałam Cię poprosić o numer do niej. Ktoś z nią mieszka? Może trzeba jej w czymś pomóc? - Dopytywała Justyna
- Mieszka sama... z żółwiem.
- Hmmm, żółw jej zakupów raczej nie zrobi.
- Na razie wszystko ma. Mówiła, że zamierza leżeć, oglądać filmy i czytać książki. A jak zgłodnieje - zamówi pizzę. Zdawał relację Piotr.
- Mam dla niej muffiny czekoladowe. Prezent od Vanilla Cafe z życzeniami szybkiego ozdrowienia.
- Jesteś jeszcze w mieście? - Zapytał Piotr
- Wracam już do domu. Wszystko się tam wali beze mnie...Justyna zawiesiła głos...
- Jakbyś chciała pogadać to dzwoń. - Piotr wyczuł jakieś smutne nuty w głosie Justyny. Zniszczyłem Ci torebkę. Przepraszam. Chciałbym ci ją odkupić.
- Daj spokój. To tylko rzecz. Nie przejmuj się.
- Zadzwonię wkrótce to umówimy się na zakupy. Może znajdziemy choć w połowie tak śliczną.
- Muszę kończyć. - Justyna przerwała rozmowę. W oddali zamajaczyła jej sylwetka Kacpra. Nie chciała mu dawać kolejnych powodów do oskarżeń.
Piotr wsiadł do auta, odpalił silnik i ruszył w drogę powrotną. Postanowił jeszcze wpaść do Przemka i oddać mu wreszcie jego czerwone półbuty. No i odebrać wygraną. Tylko nie bardzo mógł sobie przypomnieć o co się założyli?
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nadal interesująca fabuła, taka zwyczajna, ludzka.... aż chce się poznać cd. Nastąpi?
OdpowiedzUsuńNastąpi. Mam nadzieję
OdpowiedzUsuń