Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 25 sierpnia 2020

Sałatka Eli

Po przetańczonej do rana  nocy, z kolacją i degustacją najróżniejszych napojów w najlepszym towarzystwie, poszukiwanie tego jednego, konkretnego smaku wydawało się być zadaniem niewykonalnym. A jednak! Sałatka Eli - to było to! Ela, bizneswoman i jednocześnie doskonała pani domu (jak ona to robi? jak, prowadzenie własnej firmy godzi z etatem żony, matki, przyjaciółki, ostatnio także babci? - nie mam pojęcia!) Dość, że o kaszy Ela wie chyba wszystko. Kasze często pojawiają się pod najróżniejszymi postaciami na stole w jej domu.  Sałatka z kaszą pęczak z przepisu Eli stała się moją ulubioną. Mogę ją jeść na śniadanie, obiad i kolację. Jest pyszna! Polecam

Składniki podstawowe
  • kasza pęczak ugotowana na sypko (1 szklanka kaszy na 2,5 szklanki wody)
  • pomidory suszone, 1/2 słoika
  • pierś kurczaka, pokrojona w kosteczkę i usmażona w przyprawie kebab-gyros lub w innych ulubionych przyprawach
  • szczypiorek
wersja na bogato, składniki podstawowe plus:
  • pomidorki koktajlowe
  • ogórek zielony, pokrojony w drobną kosteczkę
  • papryka kolorowa, pokrojona w kostkę
  • roszponka lub rukola 
Można też dodać:
  • ser feta
  • seler naciowy (jeżeli ktoś lubi) 

Sos miodowo-musztardowy: miód, musztarda, sok z cytryny, oliwa spod pomidorów, sok z cytryny

Wszystko razem wymieszać i gotowe!

Ps. Zdjęcia sałatki nie ma. Jak myślicie, dlaczego?

czwartek, 20 sierpnia 2020

Gapa ze mnie. Historii z czerwonymi butami w tle odcinek trzynasty

Nie pierwszy raz w swoim życiu, patrząc na siebie w lustrze syczał: ty idioto! Matole! Pacanie! Kretynie największy z największych! Chwile samobiczowania przytrafiały mu się nader często. Z różnych powodów, a to gdy w pracy ktoś mu dopiekł a on zaskoczony nie umiał się odciąć, a to gdy zapomniał o imieninach mamy, oświeciło go dopiero po trzech dniach a ona czekała z jego ulubioną sałatką i ciastem. Takich sytuacji było mnóstwo. Tym razem akt słownego biczowania miał na imię Justyna. Jak można być aż  takim kretynem żeby spędzić z kobietą  prawie całe popołudnie, kupować jej torebkę, jeść z nią obiad, rozmawiać o tysiącu spraw i ...pozwolić jej odejść w siną dal? Piotrze Kamilu Dziewoński jesteś kretynem!!! - To nie miało sensu. Mógł tak stać oparty o blat umywalki, patrzeć z odrazą na swoje odbicie w lustrze, wymyślać sobie od najgorszych a i tak nie zmieni to faktu, że zapomniał umówić się z nią na kolejne spotkanie. Dziewczyna bardzo, ale to bardzo mu się podobała. Miała coś takiego w sposobie zachowania, w uśmiechu, spojrzeniu...

wtorek, 7 lipca 2020

Jest taki ból...

Jest taki ból, o którym najlepiej nie mówić. Bynajmniej nie dlatego, że to coś wstydliwego. Ale dlatego, że nie ma takich słów, przynajmniej ja ich nie znam, które pozwoliłyby wyrazić ogrom smutku po stracie bliskiej osoby. Znasz to, prawda? Wszystko w środku krzyczy, dusza płacze, ból rozsadza najmniejszą  komórkę ciała. Wszechogarniające uczucie żalu, jawnej niesprawiedliwości i pytania zadawane raz po raz, na które przecież nie ma odpowiedzi: dlaczego Ona? Dlaczego teraz? - Łzy, morze łez, na wspomnienie, myśl, wspólną fotografię... Przecież byłaś taka młoda, pełna życia, cieszyłaś się dziećmi, chciałaś mieć wnuki, zawsze życzliwa i uśmiechnięta. Uwielbiałaś kwiaty. Jak każdy, miewałaś gorsze dni. Wiadomo, życie nie zawsze ułatwia. Gdy coś Cię  zdenerwowało albo gdy z czymś lub kimś  się nie zgadzałaś, mówiłaś wprost, bez ogródek. Czasem nawet wybuchałaś, ale te Twoje wybuchy były takie oczyszczające. Po pięciu minutach wszystko wracało na swoje miejsce a uśmiech rozjaśniał twarz.  Miałaś, rzadką w tych czasach, umiejętność. Potrafiłaś cieszyć się radością innych. Chcę zachować w pamięci setki naszych spotkań przy kawie i rozmów o wszystkim. Pod powiekami przechowuję dwa szczególne obrazy z Tobą w roli głównej. Jeden pochodzi sprzed blisko dwóch lat, ślub Twojej jedynej córki, pamiętasz? Byłaś taka piękna, w oryginalnej sukience, w butach na wysokim słupku, z nienaganną fryzurą i paznokciami pomalowanymi na czerwono. Ileż trzeba było Cię namawiać na ten kolor... A jednak posłuchałaś. Stałaś, wraz z mężem  na progu domu weselnego, czekając na Młodą Parę, cała promieniałaś! Wywarłaś wtedy piorunujące wrażenie nie tylko na mnie, ale chyba na wszystkich gościach! Drugi obraz, który ma szczególne miejsce w mojej pamięci pochodzi z początku tego roku. Odwiedziłyśmy Cię z Ewą w domu. Chorowałaś. Zwolnienie od pracy się przedłużało. Przyjęłaś nas wtedy po królewsku. Przygotowałaś pyszny obiad z deserem. Byłaś taka radosna, taka pełna optymizmu i wiary. Tak pięknie się śmiałaś. Przekonałaś nas. O ile przekraczając próg Twojego domu, każda z nas miała w sobie niepokój o Ciebie, to już żegnając się z Tobą tego wieczoru niepokój ustąpił miejsca radości, że to co  najtrudniejsze masz już za sobą. Pięknie i przekonująco odegrałaś tę scenę. Czy wtedy wiedziałaś? Czy przeczuwałaś? - Te pytania pozostaną bez odpowiedzi. Jedno jest pewne. Nigdy Cię nie zapomnimy, Droga Przyjaciółko. 
  • Wpis poświęcony pamięci Teresy Jakubowskiej

niedziela, 31 maja 2020

Młoda kapustka. Mniam!

Młoda kapusta ze śmietaną...pewnie jest to danie stare jak świat. Nie dla mnie. Koleżanka w pracy ostatnio napomknęła, że będzie gotowała bo to takie pyszne jest. Na pytanie jak to się robi? - Odpowiedziała zdawkowo: kapusta, trochę kiełbasy, śmietana i już. Kapusta ze śmietaną? - Nie przekonuje mnie takie połączenie. Ale następnego dnia, gdy na straganie zobaczyłam młodą kapustę, nie mogłam się oprzeć. Kupiłam. Przekopałam internet w poszukiwaniu receptury. I się zniechęciłam. Co robić? Króliki pewnie nie pogardziłyby liśćmi kapusty na obiad. Ostatecznie jednak szkoda mi się zrobiło świeżutkiej kapuścianej głowy. Skorzystałam z doświadczenia Mamy, która co prawda zarzekała się, że nigdy kapusty ze śmietaną nie gotowała więc nie umie mi pomóc, ale udzieliła cennej wskazówki, młodą kapustę wystarczy sparzyć wrzątkiem. Zaopatrzona w podstawową wiedzę postanowiłam przyrządzić kapuściane danie "na oko" i "na wyczucie".

sobota, 23 maja 2020

W salonie Świata. Notatki z podróży

Fot. M.G.
Zdarzyło się nam,  podczas spóźnionych wakacji, przypadkiem zawędrować do Vence, uroczego miasteczka we Francji. Trafiliśmy tam dzięki rekomendacji przyjaciół: Sabiny, Jarka i Wojtka. Gdy mówili, jedźcie do [Wąs], w pierwszej chwili nie skojarzyłam (nie znam francuskiego), że chodzi o Vence, miasto, w którym pięć ostatnich lat swojego życia spędził Witold Gombrowicz. Dzisiaj jest tam muzeum pisarza. Mimo, że miasto nie jest duże, około 15 000 mieszkańców, nie mogliśmy trafić do muzeum. Nawigacja mówiła “jesteś u celu”  a my tego celu nie widzieliśmy, mimo że stał przed nami. Kręciliśmy się w kółko dłuższą chwilę, chłonąc atmosferę Starego Miasta. Już dzisiaj nie pamiętam w jakim języku zapytaliśmy przechodnia o muzeum Gombrowicza. Dość, że ów człowiek, najpierw popatrzył na nas jakoś tak dziwnie, po czym skierował nas do Villi Alexandrine, stojącej kilka metrów od nas.
Onieśmieleni weszliśmy po drewnianych, lekko skrzypiących schodach, do mieszkania-muzeum, stając kolejny raz przed dylematem: w jakim języku zapytać o możliwość zwiedzania. Zatrzymaliśmy się  w progu, zakłopotani naszą językową nieporadnością i wtedy, może za sprawą przyjaznego spojrzenia młodziutkiej pani kustosz, a może w przypływie odwagi, wypaliłam po polsku “czy możemy zwiedzić muzeum?” - w odpowiedzi pani uśmiechnęła się i najczystszą polszczyzną odpowiedziała - oczywiście, zapraszam!

środa, 29 kwietnia 2020

Swojski golas

Fot: B.C
Pieróg roztoczański, pokrojony w plastry, otoczony cieniutką skórką chrupiącego ciasta, posypany natką pietruszki, podawany z przyjemnie orzeźwiającym zsiadłym mlekiem  smakuje wybornie, zwłaszcza latem. Po spacerze uliczkami Zamościa, zwanego nie bez powodu Padwą Północy, przyjemnie jest przysiąść w ogródku restauracji Bohema w Rynku, odpoczywać,  rozkoszować  regionalnym smakiem i jednocześnie podziwiać urodę starego miasta. Zamość to miasto, do którego chętnie się wraca, ma swój klimat, przyciąga, czaruje. Trudno się oprzeć jego urokowi. Teraz, gdy świat opanował wirus, gdy zostaliśmy niemal siłą zamknięci w domach, przywołuję miłe wspomnienia, wracam myślą do miejsc, które są mi bliskie, które pokochałam. Te miejsca częstą mają swój niepowtarzalny smak. Jest kolejna sobota w domowym areszcie. Zachciało mi się poeksperymentować, pomieszać w garnkach, sprawić sobie i bliskim przyjemność... no i namieszałam. Golasa biłgorajskiego ożeniłam z pierogiem roztoczańskim. Coś dodałam, z czegoś zrezygnowałam, coś podsmażyłam, coś ugotowałam, wymieszałam, upiekłam  i... Ta dam! Wyszło danie, którym zajadała się cała rodzina a ja mam kolejną sprawdzoną recepturę w moim przepiśniku.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Anielski orszak...Historii z czerwonymi butami w tle odcinek dwunasty.

Źródło: internet
Kamila dostała zlecenie od redakcji jednego z tygodników. Miała przygotować cykl artykułów o tym jak sobie radzić w różnych sytuacjach w czasie epidemii. Redakcja wskazała kilka tematów, na których jej zależało, pozostałe Kamila miała wymyślić sama. Wśród narzuconych był taki, którego wziąć nie mogła i nie chciała. Aż się wzdrygnęła gdy zobaczyła akurat ten temat na liście. Redaktor naczelny pisma, wściekł się, nie przebierał w słowach, krzyczał, że w dupie jej się poprzewracało, że takich dziennikarzy jak ona to on ma na pęczki, zagroził, że przekaże zlecenie komuś innemu, kto weźmie wszystko z pocałowaniem ręki. Kamila, stała ze spuszczoną głową,  jak karcona uczennica, błyskawicznie analizowała swoją sytuację finansową. Nie jest tak źle, z głodu nie umrę  bez tego zlecenia, najwyżej będę bardziej  oszczędzała, poszukam też innego zlecenia i jakoś dam sobie radę, stwierdziła w myślach i podniosła dumnie głowę. Podziękowała za poświęcony czas, odwróciła się i wyszła. Rozumiała wzburzenie naczelnego ale nie musiał od razu się na nią drzeć. Gdyby wiedział dlaczego nie chce pisać o śmierci i pogrzebach na pewno by ją zrozumiał a tak...No cóż, zawsze był porywczy.
Telefon zadzwonił o 7 rano... Kamila poczuła jak chłód wpełza jej pod koszulkę. Z ociąganiem sięgnęła po telefon. Poranne telefony jeszcze nigdy nie zwiastowały dobrych wiadomości...
- Słucham - odezwała się cicho i niepewnie. Telefonowała jej chrzestna mama. Kamila słuchała, nie wiedziała co mogłaby powiedzieć... Wiedziała za to, że napisze ten tekst dla prasy, przed którym tak się broniła. Będzie to jej osobiste wyznanie. Ze słuchawką w dłoni pobiegła do komputera. Opowieść niemal wypłynęła z jej głowy i serca...

niedziela, 29 marca 2020

Zapiekanka, przepis na życzenie

Fot. K.C.
Gotową zapiekankę przyniosła  jednego razu na "złot czarownic" M. Spokojnie, zlot czarownic to nic strasznego. To, tylko i aż,  spotkania przyjaciół, które odbywają się z nieregularną częstotliwością, słowem od czasu do czasu. Jak się okazuje nie jest łatwo kilka osób zebrać w jednym miejscu i czasie. Dość, że parę  razy w roku się to udaje. A wtedy...dla podkreślenia wyjątkowości chwili... wykorzystujemy smaki. Na tym zyskuje moja codzienna kuchnia, staje się bardziej urozmaicona. Zapiekanka M. zachwyciła moje kubki smakowe. Nic dziwnego. Wszystko co wychodzi spod jej ręki smakuje obłędnie, nawet te najprostsze i najzwyklejsze dania. Nie trudno się domyślić, że od razu zanotowałam przepis i przetestowałam go już kilkakrotnie przy innych okazjach. Dzielę się przepisem  tutaj bo  jest wyjątkowo niekłopotliwy w wykonaniu a smak potrawy zaspokaja najbardziej wymagające podniebienia.

wtorek, 24 marca 2020

Jak leziesz, ofermo! Próbki pseudo literackie. Odsłona kolejna

Źródło: internet
Wan - din, Wan- din, wan-din, pieprzona chińska dzielnica! Mężczyzna na oko sześćdziesięcioletni, średniego wzrostu, z czupryną niesfornych włosów na głowie szedł środkiem ulicy, kopiąc porzuconą przez kogoś puszkę po coca-coli. Mruczał z wyraźną irytacją jakby po chińsku: wan-din, wan-din...
- Ale skąd tutaj, na prowincji, Chińczyk? Zofia dokonała szybkiej lustracji, ten ktoś na Chińczyka nie wyglądał, zdecydowanie odbiegał od kanonów chińskiej urody.  Może wariat jakiś? - Ukryta za krzewami malin, nie spuszczała oka z przedmiotu obserwacji. Miała wprawę. Była świeżo po lekturze cyklu kryminałów Katarzyny Puzyńskiej o policjantach z Lipowa. Zasady policyjnych działań operacyjnych miała w jednym paluszku. Zaintrygowana  dziwnym zachowaniem "obiektu" postanowiła sprawę niezwłocznie wyjaśnić. Z miseczką pełną malinowych pędów jednym susem wyskoczyła  na drogę, rzucając się prosto pod nogi podejrzanego typka, o mało co go nie taranując.

wtorek, 21 stycznia 2020

Na tropie smaku...Kapusta z grochem, zaprawiana śmietaną

Fot. B.C.
Hmmm...czyżbym wchodziła w ten etap życia, w którym człowiek robi się nie dość, że sentymentalny, to jeszcze z uporem wraca do przeszłości?  Szuka smaków, wrażeń, przeżyć, dawno już przebrzmiałych ale zapamiętanych jako przyjemne? Jest to wielce prawdopodobne, twierdzi moja przyjaciółka. Póki nikomu to nie szkodzi to szukam. Nie wiem dlaczego akurat teraz właśnie to danie mi się przypomniało. Może to efekt rozmów i wspomnień prowadzonych wokół świątecznego stołu. Dość, że smak kapusty z grochem, zaprawianej śmietaną objawił się niespodziewanie, wdarł do moich myśli na tyle skutecznie, że...z pomocą Mamy i według wskazówek Cioci taką kapuchę ugotowałam. Mogę podzielić się przepisem, jaki otrzymałam od cioci. Proporcje składników określa się "na oko" i dostosowuje do liczby chętnych do degustacji.
To tak:

  • kapustę poszatkować i ugotować do miękkości; odcedzić, nie wyciskać
  • groch, wcześniej namoczony w zimnej wodzie, ugotować, zblendować lub rozgnieść widelcem
  • machewkę, również ugotować, pokroić w kostkę lub zblendować razem z grochem
  • ziemniaki, ze 2-3, ugotować, rozdrobnić. Ja o ziemniakach zapomniałam:) Wydaje mi się, ze nie są one niezbędne. 
  • cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć na maśle
  • śmietanę, u mnie 18%,  dobrze wymieszać
  • przyprawy: sól, pieprz, u mnie jeszcze kminek