Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 31 grudnia 2017
Śnieżynki. Próbki już literackie. Odsłona pierwsza
Wybiegła z domu.Musiała do ludzi. Pustka wielkiego domu przytłoczyła ją tak bardzo, że aż zabrakło jej tchu. Czuła, że musi uciekać, inaczej się udusi. W pośpiechu narzuciła na siebie ulubiony kożuszek z kapturem. Złapała jeszcze torebkę i ...za plecami usłyszała tylko trzask zamykanych z impetem drzwi. Szła szybko, prawie biegła. Byle do ludzi, byle dalej stąd. Gorące łzy paliły jej policzki. W oddali widziała już zgiełk ulicy, sylwetki ludzi, świąteczne iluminacje...Przyśpieszyła kroku. Jak desperatka biegła w kierunku światła. Ulica przyjęła ją jak swoją, wchłonęła w siebie, otuliła gwarem. Zadrżała. W pośpiechu nie zabrała szalika. Chłód polizał jej szyję. Zatrzymała się. Wystawiła twarz w kierunku ulicznej lampy w nadziei, że ten blask ją ogrzeje. Wpatrzona w przestrzeń zachwyciła się wirującymi śnieżynkami. Ich kształty przypominały frywolitki, przed laty dziergane zręcznymi rękoma babci. Zapomniała o chłodzie. Wspomnienia otuliły ją ciepłym płaszczem. Babcia kochała ją najbardziej ze wszystkich swoich wnucząt. Przywołała w pamięci jej postać, niesforne kosmyki włosów wymykające się spod chustki i uśmiech rozjaśniający tę doświadczoną życiem twarz, w momencie gdy ona jako mała dziewczynka pojawiała się w zasięgu wzroku. Babci już nie ma. Pozostało tylko kilka zdjęć i pojedyncze epizody w zakamarkach pamięci. Śnieżynkowe cuda natury spadały na jej twarz, topiąc się w gorącym potoku łez. O dziwo, osuszając je... Dlaczego płakała? Dlaczego dzisiaj chciała się schować. Zniknąć. Przeczekać? Ludzie wokół gdzieś się spieszyli dokądś zmierzali. Mieli określony, cel i kierunek. Jedni, z wypisanym na twarzy pragnieniem żeby jak najszybciej znaleźć się w zaciszu domowym, zmierzali w sobie tylko znanym kierunku. Inni, z charakterystyczną gorączką świąteczną w oczach, obładowani niezliczoną ilością paczek, paczuszek, toreb i torebeczek, otwierali drzwi kolejnego sklepu...Pozostali patrzyli z politowaniem na tych nieszczęśników i niewypowiedzianym pytaniem na ustach: Ludzie dokąd tak biegniecie? I po co? Wśród tych wszystkich ludzi była ONA, w ten wieczór pozbawiona planu, celu, kierunku...a zarazem bezpieczna. Otulona tłumem, anonimowa cząstka ulicznej masy. Tutaj każdy był zajęty swoimi sprawami, nikt nie zadawał trudnych pytań i nie czekał na odpowiedź. Tego potrzebowała. Cichej obecności. Bez pytań i bez odpowiedzi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rośniesz, Kochana. Piękniejesz w tym pisaniu i - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - zatrzymujesz czas i sprawiasz, że zwalniam tempo, zaczynam się rozglądać wokoło... i dostrzegać takie rzeczy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z Dori, kochana B.! Pięknie dojrzewasz, rozwijasz się i uwalniasz słowa, od których naprawdę zaczyna zapierać dech. I rozdrażniasz nimi, bo chce się ich więcej. To już nie próbki, Basiu, to fragment dobrej literatury, takiej do posmakowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :) I jestem dumna z tego, że miałam w tym swój udział :D.
M.
O Twojej roli Droga Moniko, napisałam słów kilka w kolejnym poście "2017 i przyszywana córka". Może też zechcesz przeczytać? Bardzo Wam dziękuję Drogie Panie: Moniko i Dori eS za dobre słowa, tak bardzo potrzebne! Mnie potrzebne. Czy rozdrażniam? Może...Chciałabym dzielić się tym nienasyceniem, które jest we mnie...
OdpowiedzUsuń