Łączna liczba wyświetleń

sobota, 20 czerwca 2015

O Jasiu Wędrowniczku, kelnerze jak marzenie i konkurencji smaków słów kilka

Słabość do męskiej obsługi kelnerskiej w restauracjach mam od dawna. Nie bez powodu...ale o tym później. O wiele dłużej trwa moja fascynacja literaturą! Chociaż do Konopnickiej szczególną sympatią nigdy nie pałałam aż do...pewnego czerwcowego dnia! Mam za to szczególne upodobanie do próbowania regionalnych smaków miejsca, do którego trafiam. W ostatni weekend, z sympatycznym towarzystwem zawędrowałam do  Rymanowa na Podkarpaciu, a konkretnie do  zajazdu o literackiej nazwie Jaś Wędrowniczek. Lubię chłopczynę bo i mnie samej nierzadko  "...dziwnie ciasne się zdawały bielonego domku ściany..." i jak on często powtarzam sobie  "Wiem co zrobię! Podróżnikiem będę sobie!".  Ilekroć nadarza się okazja pakuję torbę i w drogę... A w podróży, wiadomo, jeść czasem też trzeba. Wiadomo też, że z wiekiem człowiek robi się wygodny więc żeby się posilić wstępuje do restauracji, rozsiada się wygodnie i czeka aż go obsłużą... Pojawił się bezszelestnie...sprężysty, wyprostowany, z twarzą o uprzejmym i zarazem nieprzeniknionym wyrazie twarzy, odziany w twarzowy uniform. Mój towarzysz zagadnął o smaki regionalne a konkretnie o żur na zakwasie, o którym mówiono nam już wcześniej, że jest potrawą regionalną. KELNER zdawał się nie słyszeć naszych tęsknot za żurem...zaproponował...flaki. Moja reakcja była natychmiastowa. Negatywna rzecz jasna. Inaczej być nie mogło. Nie omieszkałam głośno wypowiedzieć prawdy oczywistej: jeżeli flaki to tylko lubelskie! Dyskretnie spiorunował mnie wzrokiem. Po czym, podjął rzuconą rękawicę...niemal natychmiast pojawiły się przed nami miseczki pełne flaków, parujących, rozsiewających wokół grzybowy aromat...gdy lekko zaskoczeni wpatrywaliśmy się w wyrazistą  barwę dania, ON pojawił się znowu, dzierżąc w dłoniach...o rany! przeraziłam się nie na żarty!  kij do bejsbola (?) Czyżby to miał być argument przemawiający za wyższością flaków rymanowskich nad lubelskimi...uff, to tylko moja wyobraźnia płata mi figle, narzędzie twardych argumentów okazało się młynkiem... do pieprzu. "Państwo pozwolą?" - usłyszeliśmy...po czym drobinki pieprzu mielonego, z nadzwyczajną gracją, na naszych oczach trafiły do zupy...Zaintrygowana zaczerpnęłam łyżką odrobinę, smakując z ciekawością ale i obawą...potem jeszcze raz i jeszcze...zaskoczył mnie wyczuwalny aromat grzybów, zachwyciła pozorna delikatność smaku, który z każdą kolejną łyżką podnoszoną do ust stawał się intensywny, wyrazisty, doskonały! Przez krótką chwilę toczyłam wewnętrzną walkę pomiędzy "kulinarnym patriotyzmem" a rozkoszą podniebienia! Na dźwięk niewinnego pytania: "czy smakowało?" poderwałam się z miejsca, uścisnęłam dłoń KELNERA i rozpłynęłam w zachwytach nad wyjątkowością smaku...w zamian spłynął na mnie uśmiech  pod tytułem "a nie mówiłem". Po czym zostałam przedstawiona rodzinie właściciela restauracji i poproszona o powtórzenie poematu na cześć rymanowskich flaków, co ku zadowoleniu wszystkich uczyniłam... Rozsmakowaliśmy się  jeszcze w króliczych wątróbkach na sosie jabłkowym z calvadosem, pierogach o różnych smakach, podanych z różnymi sosami...Ucztę zakończyliśmy czekoladową rozpustą, ciasto brownie i mrożona kawa... Nie bez powodu KELNER jest wyróżniony wielkimi literami. Standardy obsługi klientów ciągle zmieniają się na lepsze, i dobrze. Jednak, z tak wyjątkową  obsługą, spotkałam się po raz pierwszy...KELNER nadzwyczaj taktownie i z klasą pełnił honory domu. Jakby czytał w naszych myślach. Pojawiał się ilekroć był potrzebny, gotów spełniać nasze życzenia, niezwykle pomocny przy wyborze dań... Takim subtelnym, nienarzucającym się sposobem zachowania, kulturą i czymś trudnym do zdefiniowania w zachowaniu, o sprawności w działaniu nie wspominając, sprawił, że  czuliśmy się jak w gościnie u dawno niewidzianych przyjaciół. Pewnie dlatego zabawiliśmy tam trochę dłużej niż planowaliśmy...Bo też i miejsce o wyjątkowym klimacie zachęca do przebywania, odwiedzania...widać, że gospodarze dbają o każdy szczegół...I co równie ważne ceny przyzwoite. Gorąco polecam: restauracja/hotel Jaś Wędrowniczek, Rymanów; http://jas-wedrowniczek.pl/
I jeszcze słowo wyjaśnienia: w tekście wykorzystałam fragmenty wiersza Marii Konopnickiej "O Jasiu Wędrowniczku".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz