Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 2 czerwca 2015
Chłodnik...
Kolejny raz zajrzałam do stosunkowo nowej, na mapie Lublina, restauracji o swojskiej nazwie "Od kuchni". Byłam głodna jak wilk, zamówiłam policzki wołowe, mój towarzysz tylko chłodnik... Po chwili, przy naszym stoliku pojawił się szef kuchni by namówić również mnie na chłodnik, twierdząc, że koniecznie powinnam spróbować bo udał mu się tak, że aż sam jest zdziwiony... To była pierwsza dobra decyzja podjęta przeze mnie tego dnia... Chłodnik marzenie, chłodnik poezja smaku...aż gęsty od warzyw. Były tam soczyste pomidory, odrobina zielonego ogórka, rzodkiewka pokrojona w zgrabne paseczki i mnóstwo zieleniny: szczypiorek, natka pietruszki, koperek...z wyrazistą choć delikatną nutą czegoś ostrego... Moje osobiste próby przyrządzania chłodnika, podejmowane podczas ubiegłorocznych wakacji, zakończyły się...delikatnie mówiąc...lekkim grymasem na twarzach domowników. Teraz znowu wróciła mi ochota na "wariacje na temat chłodnika". Może ktoś mi w tym pomoże, podpowie, podzieli się doświadczeniem? Będę wdzięczna!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chłodnik..... ojeju :) To jest to, czego potrzebowało moje wybredne podniebienie. Dzięki! Za chwilę pędzę do sklepu. Będzie uczta :)
OdpowiedzUsuń