Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 listopada 2017

Tarta " w międzyczasie"!

Fot. B.C.
Tego to ja się po sobie nie spodziewałam. Nie dalej jak wczoraj musiałam ugotować obiad. Rzadko mi się to zdarza w środku tygodnia. Tym razem jednak nie miałam wyjścia. Mięsko piekło się w piekarniku, kasza gryczana wygrzewała pod ciepłym kocykiem, kompot z derenia nabierał mocy w dzbanku a ja przez chwilę nie bardzo miałam co robić. Zajrzałam do spiżarni. W koszyku leżało kilka jabłek "szara reneta". Zrobię tartę z jabłkami - pomyślałam i zabrałam się do pracy.
Przepis na ciasto od dawna mam w głowie:
  • ciut mniej niż pół kostki prawdziwego, schłodzonego masła, 1 szklanka mąki, 1 jajo, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, trochę cukru waniliowego, 5 łyżeczek cukru pudru, 3-4 łyżki wody. Wszystko razem zagnieść. Ciasto podzielić na dwie nierówne części. Większą rozwałkować i wyłożyć nim wysmarowaną masłem formę do tarty, drugą część włożyć do zamrażarki;
  • jabłka obrałam ze skórki, pokroiłam na ćwiartki, usunęłam gniazda nasienne i pokroiłam w średniej grubości  plastry. Posypałam cukrem pudrem i cynamonem. Dodałam 2 łyżki kaszy manny. Wymieszałam i wyłożyłam na ciasto. Ciasto zmrożone w zamrażarce starłam  na tarce o dużych oczkach, przykrywając warstwę jabłkową. Wstawiłam tartę do piekarnika. Piekłam w temperaturze 150 *C do uzyskania jasnozłotego koloru. Tartę posypałam cukrem pudrem.                      
Idealnie kruche ciasto w połączeniu z upieczonymi jabłkami, rozpływało się w ustach... Najważniejsze jednak przy okazji przygotowywania tej konkretnej tarty było bardzo przyjemne uczucie podekscytowania, radości z tworzenia czegoś ot tak, mimochodem, przy okazji...i jeszcze  bezcenny obraz  błogości na twarzach, tych którzy mieli okazję posmakować mojej tarty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz