Tam gdzie pracuję pojawiło się ogłoszenie o naborze do udziału w warsztatach fotograficzno-filmowych. Miałam zająć się stroną organizacyjną, być na każde zawołanie prowadzącej i uczestników. Pomyślałam, skoro i tak muszę poświęcić czas to czemu nie miałabym "przy okazji" się czegoś nauczyć. Rolę wykładowcy w bychawskiej szkole fotograficzno-filmowej przyjęła Grażyna Stankiewicz, redaktor naczelna Lubelskiego Magazynu LAJF, dziennikarka, autorka licznych reportaży i filmów dokumentalnych. Miałyśmy przyjemność znać się wcześniej dlatego cieszyłam się bardzo na te spotkania. Jako uczennica byłam trochę oporna. Pani profesor Grażyna musiała używać sobie tylko znanych sztuczek żeby coś ze mnie wydobyć. Niestety, mimo wysiłków, fachowa terminologia, stosowana w filmie i fotografii, zanim na dobre znalazła miejsce w mojej pamięci już z niej ulatywała. Za to z uwagą podpatrywałam sztuczki stosowane przez znanych scenarzystów, reżyserów i producentów filmowych, z zaciekawieniem słuchałam opowieści z planów filmowych. Świat filmu na dobre mnie wciągnął. Zaintrygowana i zachęcana przez naszą profesor nakręciłam własny film pod tytułem "Kluskowe story". Byłam w nim scenarzystą, operatorem kamery i lektorem. Moim narzędziem pracy był...smartfon. Co z tego, że kariery w światowym filmie nie zrobię? Najważniejsze, że zrobiłam coś co dla mnie osobiście bezcennego, coś co ma dla mnie i mojej rodziny nieocenioną wartość. Zatrzymałam w kadrze ulotne chwile...Bohaterką filmu uczyniłam moją Mamę i zwykłe domowe kluski, zagniatane jej ręką. Owe kluski w naszym domu rodzinnym pełniły szczególną rolę. Uwielbiał je mój Tata. Poziom jego zadowolenia mierzyło się częstotliwością pojawiania się klusek na stole. Serwowane były pod różną postacią: jako samodzielne danie czyli kluski z serem okraszone skwareczkami, albo kluski z makiem serwowane czasem podczas kolacji wigilijnej. Były też kluski niezbędnym dodatkiem do niedzielnego rosołu. Gości w naszym domu podejmowało się zawsze pysznym rosołem i domowymi kluskami, cieniutko pokrojonymi wprawną ręką Mamy. Goście, głównie Ci z miasta byli zachwyceni. Tato, stał na straży tradycji. W naszym domu nie mogło być mowy o profanacji w postaci zaserwowania makaronu kupionego w sklepie do domowego rosołu. Próbuję, ciągle nieudolnie, nauczyć się sztuki zagniatania i krojenia ciasta, tak żeby powstały cieniutkie niteczki. Mój amatorski film znalazł honorowe miejsce w osobistych filmotekach wnucząt bohaterki.
Droga Grażyno, bardzo Ci dziękuję, za cenne wskazówki, uwagi i opinie i za to że tak skutecznie motywowałaś mnie do pracy nad moim pierwszym w życiu filmem. Nie ostatnim. To dzisiaj wiem na pewno.
Projekt "Kultura - ubranie szyte na miarę", dofinansowany ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Kultura-Interwencje 2017", dobiega końca ale nie kończą się prace nad realizacją nowych filmowych pomysłów. Człowiek przecież uczy się całe życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz