Domowe kluski z serem. Fot. B.C. |
Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 28 sierpnia 2016
Kluski z serem. Prostota smaku...
wtorek, 23 sierpnia 2016
Swojsko i domowo...
Restauracje...jest ich mnóstwo, mniej lub bardziej ekskluzywnych, wyróżniających
się wystrojem wnętrz, poziomem obsługi, jakością dań...Wystarczy zarezerwować stolik i zapłacić... Bez wysiłku, wielogodzinnych przygotowań, bez zmywania po... Jakie to proste! I dobrze, że taka możliwość istnieje, że mamy wybór. Ale spotkaniom w restauracjach brakuje tego czegoś! Tego ciepła, charakterystycznego tylko dla domu, serca włożonego w przygotowania. Jak mówi mój Przyjaciel, chodzi o to żeby było swojsko i domowo, zarówno na stole jak i wokół stołu...". Coś w tym jest. Ilekroć goście przekraczają próg chciałoby się żeby każdy czuł się dobrze, był kulinarnie dopieszczony i zadowolony...
się wystrojem wnętrz, poziomem obsługi, jakością dań...Wystarczy zarezerwować stolik i zapłacić... Bez wysiłku, wielogodzinnych przygotowań, bez zmywania po... Jakie to proste! I dobrze, że taka możliwość istnieje, że mamy wybór. Ale spotkaniom w restauracjach brakuje tego czegoś! Tego ciepła, charakterystycznego tylko dla domu, serca włożonego w przygotowania. Jak mówi mój Przyjaciel, chodzi o to żeby było swojsko i domowo, zarówno na stole jak i wokół stołu...". Coś w tym jest. Ilekroć goście przekraczają próg chciałoby się żeby każdy czuł się dobrze, był kulinarnie dopieszczony i zadowolony...
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Pułapki na stacji paliw
Stacja paliw BP w miejscowości Warmiaki koło Łochowa przy drodze krajowej numer 50, miedzy Mińskiem Mazowieckim a Ostrowią Mazowiecką. Z daleka widać wielki napis, do tego filiżanka i skrzyżowane sztućce...Nie sposób się nie zatrzymać. Spece od promocji doskonale o tym wiedzą. Konie mechaniczne trzeba napoić, kierowcę i pasażerów też. Tym bardziej, jeżeli na długim odcinku drogi nie ma żadnej stacji paliw. Gdzie więc ta pułapka, ktoś mógłby zapytać? Ano w miejscu najważniejszym, przy dystrybutorach...Z każdego kłuje w oczy napis SHELL. Na jednym spośród czterech nalewaków drobnym maczkiem n "95". I to jest ta pułapka, na którą jak się później okazało, nabiera się całkiem sporo klientów, właścicieli aut z silnikiem Diesla pod maską. Przekonani, że wszędzie jest olej napędowy chwytają za uchwyt nalewaka, ten w środku, bo jakoś tak poręczniej...a potem...no cóż, pozostaje już tylko wykonać telefon do stacji obsługi! Nabraliśmy się i my! Ale po kolei: auto zatankowane. Kawa kusi. Drogę zastępuje nam pracownik obsługi stacji i zadaje (wtedy wydawało nam się) głupie pytanie:
"czy to państwo zatankowali benzynę do diesla? Ma facet poczucie humoru,
nie ma co! Ze śmiechem biegniemy do dystrybutora spod którego przed sekundą odjechaliśmy... Apetyt na pobudzający i bardzo pożądany w podróży napój w jednej chwili zamienia się w zdziwienie, niedowierzanie, a na koniec złość! Ciśnienie gwałtownie się podnosi! Nie jest to niestety kiepski żart...tylko wredna rzeczywistość. Obsługa stacji paliw, bezradnie rozkłada ręce, tłumacząc incydent wprowadzoną jednolitością oznaczeń na dystrybutorach wszystkich stacji firmowanych znakiem Shell. Na pocieszenie dodając, że nie my pierwsi nakarmiliśmy swoje auto trucizną. Nie ma rady. Trzeba wypompować paliwo. Nie takie to proste niestety. Stacja paliw udostępnia kontakt do stacji obsługi. Przynajmniej tyle. Po pół godzinie nasze autko wraz z nami jedzie sobie komfortowo na lawecie na detoks. Pan od lawety potwierdza, że zdarza mu się interweniować w podobnych przypadkach nader często. Cóż...nic dodać, nic ująć!
niedziela, 14 sierpnia 2016
Notatki z podróży. Reszel nad Sajną. Czarownicom wstęp wzbroniony!
Widok z zamku. Fot. J.P. |
Mogłabym przysiąc, że czułam też ledwo wyczuwalny swąd spalanej na stosie czarownicy. Rozglądałam się nerwowo na boki bo a nóż ktoś rozpozna we mnie czarownicę? Tym bardziej, że kilka szczegółów się zgadza: podobny wiek, takie samo imię jak - ostatnia czarownica w Europie, spalona na stosie właśnie tutaj, w Reszlu...Co z tego, że od tamtego pamiętnego dnia czyli 21 sierpnia 1811 r. minęło ponad 200 lat? No bo niby skąd pewność, że to była ostatnia wiedźma? Barbara Zdunk, 42-letnia pasterka, matka czwórki dzieci miała pecha. "Najwyższe Oblicze" ówczesnego wymiaru sprawiedliwości uznało, że za pomocą czarów sprowadziła na Reszel pożar. W ciągu jednej wrześniowej nocy 1807 r. ogień strawił wiele budynków w mieście, w tym zamek. Miała kobieta moc żeby tak od razu pół miasta unicestwić...Zrobiła to ponoć w akcie zemsty za porzucenie jej przez faceta, co to najpierw się z nią związał a potem porzucił i (niczym tchórz) schronił się w Reszlu. Jakby tak logicznie pomyśleć to jak inaczej miała tchórza z nory wykurzyć? W obliczu strawionego pożarem miasta na logikę nie było czasu. Winnego trzeba było szybko znaleźć, osądzić i widowiskowo ukarać. W tej sytuacji Baśka nie miała żadnych szans! Musiała spłonąć!
Od tamtych wydarzeń minęły wieki, stosów na czarownice już się nie układa ale czy na pewno nie poluje się na czarownice? Za to głowy nie dam... A w Reszlu, sennym miasteczku, otulonym płaszczem historii, od lat w okresie wakacyjnym odbywa się widowisko plenerowe, inspirowane aktem spalenia Barbary Zdunk, ostatniej czarownicy w Europie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)