Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 16 maja 2019

75 dni. Historii z czerwonymi butami w tle odcinek dziewiąty

Żródło: internet
Właśnie dopięli ważny projekt. Sześć par oczu śledziło w napięciu jak szefowa składa swój charakterystyczny, zamaszysty podpis na ostatniej stronie dokumentu, który mozolnie tworzyli przez ostatnie dni...Dni? Dobre sobie. To było ponad dwa miesiące orki dzień w dzień przez czteroosobowy zaprzęg w składzie: Justyna, Ewa, Tomek i poganiacz zaprzęgu - Tamara.
- 75 dni wyjęte z życiorysu dobiegły końca. Teraz pozostaje nam tylko czekać na żniwa - szefowa wygłosiła swoją ulubioną formułkę. Mówiła tak za każdym razem gdy kończyli tworzyć  kolejny projekt.  Zwykle dawała im też tydzień wolnego. - Należy nam się odpoczynek! - mówiła. Premię macie przeznaczyć na przyjemności - nakazywała. Ten tydzień bez pracy to  był dla nich cenny czas, w którym mogli choć trochę udobruchać swoje rodziny, porozpieszczać domowników, ale też zregenerować własne, mocno nadwątlone siły. Gdy pracowali nad projektem, dom i sprawy osobiste schodziły na dalszy plan. Za to pieniądze były niezłe. Atmosfera przyjazna. Szefowa w porządku. A, że kosztem rodziny...no cóż. Takie czasy!



 Justyna dołączyła do zespołu 2 lata temu. To był przypadek. Praca niemal znalazła ją sama w momencie gdy bardzo potrzebowała pieniędzy.  Swoją poprzednią pracę też lubiła ale musiała odejść po tym jak, jej ukochany wtedy jeszcze Kacper, wtargnął do biura podczas bardzo ważnej narady z udziałem gości z firmy partnerskiej i zrobił karczemną awanturę. To był najgorszy dzień w jej życiu. Wszyscy patrzyli na nią z politowaniem i  współczuciem a jej mąż wrzeszczał jak opętany, że on sobie nie życzy żeby jego zona ucinała sobie pogawędki z obcymi facetami podczas gdy on ciężko pracuje. Wraca do domu a tam pustka. Obiadu nie ma bo jego własna żona umizguje się do bandy oślinionych popaprańców. Po czymś takim nie mogła tam zostać. Następnego dnia złożyła wypowiedzenie. O dziwo nikt z niej nie kpił, nie padła ani jedna kąśliwa uwaga pod jej adresem a szef zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Odnosiła nawet wrażenie, że patrzy na nią z życzliwością. Zaprosił ją do gabinetu, przeczytał dokument, który przed nim położyła, podniósł wzrok, popatrzył jakoś tak ciepło, ruchem ręki wskazał fotel, zapraszając żeby usiadła.  Podał jej szklankę wody i...poprosił żeby nie odchodziła z pracy bo jest im tutaj potrzebna. Rozpłakała się. Nic nie mówiąc podsunął pudełko chusteczek i cierpliwie czekał aż ona się uspokoi. Gdy już otarła łzy i wydmuchała głośno nos, zakłopotana i wewnętrznie upokorzona swoim zachowaniem usłyszała co do niej mówi przełożony. To było niesamowite, prawie obcy człowiek okazał  jej tyle sympatii i życzliwości gdy tymczasem jej własny mąż...Starała się z całych sił przesunąć na później kolejną dostawę łez. Nie dała rady.  Pani Justyno - zaczął - wie pani, że doceniam pani pracę. Bardzo bym nie chciał, żeby z powodu wczorajszego incydentu rezygnowała pani z pracy w firmie. Proszę mnie źle nie zrozumieć - kontynuował - ale jeżeli jest taka potrzeba, jeżeli ma pani jakiekolwiek kłopoty to nasi prawnicy są do pani dyspozycji... Patrzył na nią wyczekująco. Nie chciał jej urazić. Była jego najlepszą pracownicą, sumienna, kompetentna, dokładna, klienci ją uwielbiali. Największe kontrakty zdobywali własnie dzięki niej. Cenił ją też jako kobietę. Może nie była jakoś szczególnie urodziwa ale była mądra i miała klasę. A to u kobiet podobało mu się najbardziej. Współczuł jej, domyślał się jak Justyna - uosobienie osobistej kultury, może się czuć po wczorajszym występie pana męża. Swoją drogą skąd ona takiego pajaca wytrzasnęła? Zupełnie nie rozumiał dlaczego ciągle z nim jest? Prawnicy na własne oczy widzieli jaki popis dał wczoraj  ten prostak. Dzisiaj rano sami przyszli z propozycją pomocy  koleżance jeżeli oczywiście pan prezes nie będzie miał nic przeciwko. Jakże mógłby mieć? Słabi mężczyźni, którzy dręczyli swoje kobiety, traktując je jak swoją własność budzili w nim odrazę.
- Justyna drżącym głosem, walcząc ze łzami zwróciła się do swojego szefa: - Panie prezesie, bardzo przepraszam za zachowanie mojego męża. To było niedopuszczalne. Z serca dziękuję za życzliwość i chęć pomocy ale nie mogę narażać pana i firmy na podobne przykrości.
- Proszę jeszcze przemyśleć swoją decyzję. Gdyby pani zmieniła zdanie to jeszcze przez miesiąc nie będę nikogo szukał na pani miejsce.
- Dziękuję. Jest pan najlepszym szefem i dobrym człowiekiem. Do widzenia.
- Do widzenia pani Justyno. Prezes Tomasz Romanowski usiadł ciężko w fotelu. Zadumał się nad niesprawiedliwością losu, gdyby jemu dane było mieć taką mądrą żonę... Pukanie do drzwi zawróciło myśli prezesa z drogi prowadzącej na manowce...
Tymczasem najukochańszy
mąż Justyny, za którym gotowa była wskoczyć w ogień gdyby zaszła taka potrzeba, nawet jej nie przeprosił. Śmiał się tylko gdy próbowała mu uświadomić jak karygodnie się zachował. Wściekł się gdy powiedziała mu, że złożyła wypowiedzenie i właśnie została bez pracy. I to na niego teraz spada ciężar utrzymania rodziny.
....
Tydzień wolnego! Wow! To niezbyt wysoka premia za 75 dni harówy!

1 komentarz: