Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 kwietnia 2017

Sen o świętach. Próbki pseudo literackie. Odsłona czwarta!

Małe miasteczko na peryferiach świata. Dom na wzgórzu, otoczony ogrodem. A w nim dwoje mieszkańców, Ona (P) i On (M)! Na tyłach domu, ukryta za rozłożystym krzewem pigwowca, przycupnęła niewielka wędzarnia, świetnie wkomponowana w ogrodowy krajobraz. Wykonana z najwyższą starannością przez pana domu, testowana już kilkakrotnie i za każdym razem na nowo ulepszana. Święta wielkanocne tuż tuż...a to oznacza kolejny test dla przydomowej wędzarni. Mięsko już marynuje się w aromatycznej zalewie, codziennie troskliwą ręką M. obracane raz na "plecki", raz  na "brzuszek". Ona, podziwia w nim tę szczególną staranność, zanim się za coś weźmie dokładnie się do tego przygotowuje. Zanim na przykład zajął się  wędzeniem,  przewertował, przestudiował, przeanalizował, przeczytał wszystkie dostępne źródła, wskazówki, porady... Dopiero zaopatrzony w konkretną wiedzę rozpoczął testowanie.  Metodą prób i błędów dochodził do perfekcji. Wędzonka ma być idealna! Zwykł mawiać! M. twierdzi, że za  każdym razem jest lepsza ale do ideału jeszcze jej daleko a dla niej już ta pierwsza była pyszna. Ta zabawa sprawia mu przyjemność a pochwały mobilizują do ciągłego udoskonalania receptur, testowania metod, eksperymentowania z przyprawami...Ta niby prosta skrzynia, zwana wędzarnią, jest zaopatrzona w termometry, jest wymuskana jakby miała brać udział w konkursie piękności.  Na początku  trochę  ją złościło,  że tak dużo czasu poświęca na wędzone,  że niepotrzebnie tak się z tym ceregieli. Ale gdy dotarło do niej jakie to dla niego ważne żeby mięsko było idealnie wywędzone i wszystkim smakowało podczas wielkanocnego śniadania odpuściła. Teraz uśmiecha się tylko z pobłażaniem, całuje  z czułością kochaną gębę  i idzie do swoich zajęć. Ma co robić.


Do stołu i wielkanocnego śniadania od kilku lat  zasiada  około 20 osób...Trzy pokolenia! Jest wesoło, głośno i tak ...ciepło i serdecznie. Ich dzieci i dzieci ich dzieci nie wyobrażają sobie świąt bez  DOMU, który stworzyli rodzice. I nie chodzi o sam budynek  bo ten jest skromny ani o zadbany ogród. Ale o coś więcej...znacznie więcej...Trudno to określić słowami... Dość, że ten dom z dwojgiem starszych ale ciągle zakochanych w sobie ludzi jest jedyną stałą rzeczą na mapie życia każdego z nich. Dlatego tak chętnie tu przyjeżdżają.  Gdy zbliżają się święta odkładają swoje ważne sprawy i z różnych zakątków Europy jadą do małego miasteczka na wschodzie żeby ogrzać się domowym ciepłem, odpocząć, zatrzymać w biegu,  poczuć bezpiecznie.  A tych dwoje, P i M, od lat, nieodmiennie patrzy na siebie z  czułością ciesząc się sobą nawzajem.  I tylko uśmiechają się radośnie na widok tej gromady. To cud, że udało im się posklejać życie na nowo... Oboje poranieni przez poprzednie związki, odnaleźli się przypadkiem...mimo że wcale się nie szukali. Dawno temu los sprawił, że znaleźli się w tym samym miejscu i czasie, i że  posadzono ich obok siebie przy obiedzie a może to była kolacja.. Po wielu latach, od tamtej chwili, oboje zgodnie twierdzą, że to był najlepszy przypadek w ich życiu. Okazało się, że świetnie im się ze sobą rozmawia,  że oboje uwielbiają włóczyć się po okolicy, a nawet lubią tańczyć. Wkrótce okazało się też, że dzień bez wspólnej kawy jest jakiś nijaki...i nawet w zwykłych sprawach idealnie się rozumieją. To że z czasem rozsmakowali się w pocałunkach... że odkryli całą gamę wrażeń i odczuć. ..było nieuniknione. Dzisiaj nie mogą zrozumieć jak  mogli kiedyś funkcjonować bez czułości, bliskości,  wzajemnego oddania i miłości. Żałują tylko,  że nie spotkali się wcześniej. ..Wielkanocny stół, ten dom i oni sami przyciągają ciepłem...Ich dorosłe już dzieci, zupełnie nie związane przecież ze sobą więzami krwi, mające dzisiaj własne rodziny, własne dzieci, pokonują czasem setki kilometrów żeby tylko kilka dni w roku spędzić w DOMU z ludźmi, w sumie obcymi, którzy stali się bliskimi. Każde z nich zapatrzone i zakochane w swojej mamie, tacie, którzy wreszcie są szczęśliwi co widać gołym okiem...Tak przyjemnie się na Was patrzy mówią "małolaty" zgodnym chórem! Święta to nieliczne chwile, w których dom niemal pęka w szwach...Podobnie spiżarnia, w której kryją się  najróżniejsze przysmaki. Przed świątecznym najazdem rodzinnej hordy oboje zapominają się w przygotowaniach. W końcu to  święta i każdy na być dopieszczony. Jest w tym ich świętowaniu duża dawka tradycji zaczerpniętych z domów rodzinnych, jest też miejsce na ich wspólne zwyczaje a także rytuały przeszczepiane przez dzieci. I tak na przykład, jednego roku przyrządzają klasyczny żur na samodzielnie przygotowywanym zakwasie na mące żytniej i skórce razowego chleba bo taki jadało się przed laty w jego domu rodzinnym a w następnym roku ona podaje klasyczny biały barszcz na wędzonce, z dodatkiem chrzanu i kawałków sera z ziołami.  Ćwikłę, którą  jej córka  wprost uwielbia,   po mistrzowsku przyrządza M. Po chrzan do niej wyprawia się na pobliskie łąki  zaopatrzony w łopatkę i koszyczek.  A potem ściera jego korzenie na tarce z poświeceniem i  łzami w oczach. Z kolei jego syn,  jeszcze nie przekroczy progu domu a już pyta czy są orzeszki. To deser z masą budyniową, numer popisowy pani domu,  którym zajadają się wszyscy, a dzieci go wprost uwielbiają. "Mała Mi", ulubienica wszystkich, nastolatka z burzą loków na głowie i rozbrajającym uśmiechem buszuje w spiżarni w poszukiwaniu soku malinowego. Twierdzi, że tylko tutaj sok pachnie malinami aż jej się w głowie kręci.  Podśmiewają się z niej bo otwiera buteleczki,  siada przy kuchennym stole i wdycha malinowy aromat.  Każdy wnosi coś swojego, każdy tez ma swoje upodobania, ulubione smaki itp. Ktoś, tradycyjnie,  przynajmniej raz w trakcie pobytu zamyka się w kuchni z maluchami i smaży dla wszystkich górę naleśników.  Podaje do nich mnóstwo różnych dodatków ale i tak największym wzięciem cieszą się te z konfiturą z pigwy znalezionej w spiżarni. Ktoś inny zmusza do zwierzeń, zapisując co ciekawsze historie rodzinne, ktoś biega z aparatem i utrwala ten fajny dla wszystkich czas. Podczas kolejnej wizyty w DOMU obowiązkowo każdy musi  pokaz slajdów obejrzeć. Gdy świąteczny czas dobiega końca spiżarnia pustoszeje. Każdy zabiera z niej wspomnienie domu i smak miłości. A super duet P i M przez lato zapełnia ją od nowa.  Maluchy upodobały sobie bajkę o tym jak dziadzio poznał babcię. Każą ją sobie opowiadać niemal każdego wieczoru. W tym M.  jest najlepszy i nawet sam już nie wie co jest prawdą a co zmyśleniem.   Dość, że dzieciaki są zachwycone i zasypiają zadowolone a bajka z każdą kolejną opowieścią zostaje wzbogacona o  nowe niby-fakty.  Gdy z nie małym trudem uda się wreszcie posłać maluchy do krainy snu wtedy oni - dorośli  mogą rozsiąść się w salonie przy kieliszeczku domowej nalewki i porozmawiać o życiu... Nazywają to łzawym posiedzeniem bo za każdym razem P.  się wzrusza. Patrzy na tę ròżnorodną gromadę a łzy same spływają po policzkach. Wtedy M. przytula ją mocno, całuje we włosy i dla odwrócenia uwagi pozostałych żeby ona mogla spokojnie się powzruszać wtulona w jego ramię...opowiada o ich ostatniej wyprawie na zamek w Pszczynie. Większość twardzieli w międzyczasie też ukradkiem ociera własne łezki by po chwili pokładać się ze śmiechu... Mają niezły ubaw  z rozkojarzenia staruszków, którzy trzy dni z rzędu pokonywali ponad 100 km żeby zwiedzić zamek i za każdym razem docierali  na miejsce 10 minut po zamknięciu. Tak byli zajęci sobą,  że nie potrafili ze zrozumieniem przeczytać muzealnych  komunikatów. Po świętach dom pustoszeje, tu i ówdzie znajdują się zabawki pozostawione przez dzieci, czyjeś klucze, części garderoby, kosmetyki itp. Wszystko powoli wraca do normy...
P. i M.  na co dzień wiodą spokojne, szczęśliwe życie o jakim zawsze każde z nich marzyło....Drodzy moi, Ci co czytacie teraz ten wpis...marzenia się spełniają!  Pamiętajcie o tym i nie przestawajcie marzyć!

2 komentarze:

  1. Takie to romantyczne. Chciałoby się czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam to kilka lat temu. Masz rację. Trzeba tę opowieść pociągnąć dalej!

      Usuń