Przystanek "czterdziestka" nie wziął się znikąd. Delektuję się swoją 40-tką, cieszę dojrzałością, świadomością atutów i zalet, możliwością spełniania marzeń. Piszę ten blog bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Będzie w nim o codzienności, zwyczajnie pięknej, o radości czerpanej z drobiazgów, o przeczytanych książkach, o podróżach, o odkrywaniu nowych smaków, miejsc, wrażeń...To jest jak poemat na cześć najpiękniejszego okresu w życiu...
Łączna liczba wyświetleń
poniedziałek, 28 września 2015
Miłość jest jak zamek z piasku...
Miłość jest jak zamek z piasku. Nieustannie trzeba o niego dbać, by nie runął i by nikt nie wszedł w niego butami. Gdy odwrócisz głowę, może zalać go morska fala. Wtedy pozostanie tylko słona morska woda albo słone łzy...Takie słowa przeczytałam na okładce książki Zamek z piasku Magdaleny Witkiewicz, którą już dawno odkryłam dla siebie, i która ciągle mnie zaskakuje trafnością spostrzeżeń. Przeczytałam i się głęboko zadumałam...Zadaję sobie pytanie jak to jest? Z rozmów z różnymi ludźmi wynika, że każdy człowiek, niezależnie od tego czy jest kobietą czy mężczyzną, czy ma lat 30, 50 czy 70 potrzebuje miłości, ciepła, czułości, uwagi...każdy, bez wyjątku, jest przekonany, że życie bez miłości traci smak...to jednak, jakby na złość, każdego dnia to co najważniejsze, zostaje zepchnięte na dalszy plan, odłożone na później...no bo przecież praca, jedna, druga, wyścig po kasę...nie mogą czekać! Zachodzę w głowę, jak w tym codziennym zamęcie, w tej pogoni za nie wiadomo czym, zachować złoty środek...jak nie przekroczyć delikatnej granicy pomiędzy uczuciem a obojętnością...czułością a rutyną...miłością a przyzwyczajeniem...Z pomocą przychodzi mi Boy-Żeleński ze swoim słynnym ..bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz...patrzeć i iść razem w tym samym kierunku...Hmmm...niby takie proste a jednak...
niedziela, 27 września 2015
W deszczu...o kierowcach
Od rana padał deszcz...nie wzięłam parasola...stałam przed przejściem dla pieszych, mokłam coraz bardziej a sznur rozpędzonych samochodów sunął przed siebie...żadnemu z kierowców nawet nie przyszło do głowy pozwolić mi przejść na drugą stronę...w końcu to nie im lało się na głowę...nie byłam na tyle zdesperowana żeby rzucać się pod koła nadjężdżającego auta by w ten sposób zmusić kierowcę do zatrzymania się...choć przyznaję kusiło mnie...Panowie i Panie, zastanawiam się jak zdobyliście prawo jazdy?
wtorek, 8 września 2015
O pierogach z kaszą jaglaną i miętą na słodko
Takie pierogi, opiekane, pachnące miętą jadłam na festynie "W krainie pierogów" w Bychawie. Zachwyciłam się ich smakiem do tego stopnia, że postanowiłam spróbować je przyrządzić w warunkach domowych. Okazało się, że ich smak, jeszcze z dzieciństwa, pamięta moja Mama. Wspólnie zabrałyśmy się do ich przyrządzania. Mięta, jeszcze niedawno zerwana w ogrodzie, wysuszona na słońcu, czekała na tę chwilę...ale po kolei:
Ja podaję je gorące, prosto z wody z jogurtem naturalnym i ewentualnie listkiem świeżej mięty. Jeszcze parują i są przepyszne po prostu. Zapraszam na degustację!
- 1 szkl. maszy jaglanej, opłukać w zimnej wodzie, wsypać do gotującego mleka, dodać trochę cukru waniliowego i szczyptę soli, po czym, ciągle mieszając doprowadzić do momentu aż kasza wypije mleko, następnie starym zwyczajem otulić garnek ciepłym kocem i pozwolić się kaszy "powylegiwać" trochę;
- przygotować farsz: kaszę, ser biały, pokruszoną miętę, ewentualnie trochę cukru do smaku, dokładnie wymieszać;
- zagnieść ciasto, ulepić i ugotować pierogi
Ja podaję je gorące, prosto z wody z jogurtem naturalnym i ewentualnie listkiem świeżej mięty. Jeszcze parują i są przepyszne po prostu. Zapraszam na degustację!
Subskrybuj:
Posty (Atom)