Dorastałam w czasach kiedy były pieniądze ale nie można było nic kupić. Sklepy świeciły pustkami. Dosłownie na wszystko trzeba było urządzać polowania. Mężczyzna wracający do domu z kilkoma rolkami papieru toaletowego w oczach rodziny urastał do rangi bohatera! A teraz? Co musi zrobić współczesny facet żeby zyskać aż takie uznanie? Ale ja nie o tym chciałam...rzecz ma być nie o bohaterach lecz o...No właśnie?
Dorastałam w małym miasteczku na Lubelszczyźnie z jedną główną ulicą, domem towarowym, piekarnią i jedną księgarnią. Żeby móc kupić wymarzoną książkę trzeba było mieć nie lada "chody" u pań księgarek. Niestety moi rodzice takiej mocy nie mieli. W Lublinie za to mieszkała Ciocia Wanda, siostra Taty. Czasem jeździłam do niej w odwiedziny. Wspominam te wizyty z wielkim sentymentem. Za każdym razem brałam z półki Encyklopedię PWN, wielką i ciężką księgę, oprawioną w płótno. Uwielbiałam poznawać zawarte w niej hasła. Ciocia patrzyła na mnie z uśmiechem. Domyśliła się, że marzę o takiej... Powiedziała, że kiedyś będzie moja. Nie mogłam się doczekać kiedy to nastąpi. Aż w końcu, gdy już zaczynałam tracić nadzieję, Ciocia przywiozła mi wymarzoną Encyklopedię PWN. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu a Encyklopedię mam do dzisiaj. Stoi na honorowym miejscu choć wiele haseł jest już nieaktualnych. Z Ciocią poznawałam Lublin. To z nią pierwszy raz byłam w najprawdziwszej kawiarni. To ona pokazała mi zakrystię akustyczną w Katedrze Lubelskiej. To było przeżycie! Ciocia stała w rogu wielkiego pomieszczenia i szeptała do mnie a ja stojąc w przeciwległym kącie słyszałam co ona do mnie mówi! Razem przemierzałyśmy uliczki Starego Miasta. Ciocia dzieliła się ze mną tym co na temat historii miasta wiedziała, a wiedziała sporo. Uwielbiałam legendę o czarciej łapie. Opowiadała mi ją wielokrotnie. Razem byłyśmy też w skansenie. To był taki nasz rytuał. Przyjeżdżałam do Lublina w niedzielę, odwiedzałam Ciocię, a ona miała już gotowy plan rozmaitych atrakcji na cały dzień. Dzisiaj myślę sobie, że moja miłość do książek, otwartość rodziców, którzy pozwalali na wiele i Ciocia właśnie, rozbudziły we mnie pasję odkrywania nowych miejsc, poznawania historii, szukania smaków. Ciocia robiła fantastyczny sernik na zimno z polewą czekoladową. Niektóre epizody z Jej udziałem głębiej zapadły w pamięć, inne zatarły się pod wpływem czasu. Ciocia dużo podróżowała. Z każdej podróży przywoziła fantastyczne prezenty dla mnie i mojego brata. Pamiętam lalkę, najpiękniejszą jaką kiedykolwiek miałam, której zazdrościły mi wszystkie dzieciaki. Lala mówiła "mama", stawiała drobne kroczki gdy prowadziło się ją za rączkę, zamykała oczy gdy układało się ją do snu. Mój brat wtedy dostał karabin na baterie, który strzelał i świecił przy tym. To był hit! Gdy wszystko w naszym kraju było w tonacji szarości, ciocia przywoziła z zagranicznych wojaży bajecznie kolorowe ubrania. Żałuję, że tak mało czasu z nią spędziłam. Ostatnie lata były trudne, postępująca choroba nie dała nam szansy...
Jutro po raz ostatni zobaczę moją Ciocię...Nie powiem jej "żegnaj" bo w mojej pamięci i sercu pozostanie na zawsze... Dziękuję Ci, Kochana Ciociu Wando!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz